czwartek, 12 lipca 2012

1. Nowy dom

  Jestem Jenny. Urodziłam się w Londynie w 1815 roku. Kiedy miałam 15 lat cierpiałam z powodu chłopaka. Postanowiłam pożegnać się ze światem i umrzeć. Poszłam do parku i dźgnęłam się w brzuch nożem. Zasnęłam i obudziłam się. Nade mną stał stary mężczyzna. Powiedział, że stałam się żywym trupem, czyli tak, jak powiedziano by dzisiaj- zombie. Wpadłam w szał i uciekłam do mojego domu. Moi rodzice rzekli, że nie jest możliwe, abym była ich córką, bo znaleziono jej martwe ciało tydzień temu w parku, w którym popełniłam samobójstwo. Byłam załamana. Tułałam się po mieście kilka tygodni. Nie czułam głodu i pragnienia, bo byłam martwa. Szukałam schronienia u moich koleżanek. Wszystkie mówiły, że jestem oszustką, bo nie żyję od dawna. W końcu postanowiłam pójść do sierocińca. Jadłam z przymusu, nie chciałam, aby mnie wyrzucili. Kiedy nadszedł dzień, w którym powinnam skończyć 18 lat dostałam mieszkanie od urzędu miasta. Teraz nadal wyglądam jak 15- latka. Nie starzeję się. W 1922 roku spotkałam Samanthę. Od tamtego czasu jest moją przyjaciółką. Była nowa w temacie zombie. Wprowadziłam ją. Kiedy się zabiła miała 17 lat i jest tak jakby starsza ode mnie. Do dziś mieszkałyśmy w ciasnym mieszkaniu, ale kupiłyśmy sobie dom.
  Był dość duży jak na „dwie nastolatki”, ale nie narzekałyśmy. Jesteśmy dość odizolowane od świata, nie mamy nikogo oprócz siebie, moi rodzice i moi dawni znajomi nie żyją od wielu lat, a z powodu naszej nadnaturalności (i nieprzyjemnego zapachu spowodowanego pleśnią) nikt jakoś specjalnie się z nami nie zadaje, a i nam nie zależy na specjalnych kontaktach z „rówieśnikami”. Kiedy z nikim się nie spotykamy nie musimy udawać, że jemy, nie musimy maskować zielonkawej skór, no i nie musimy się myć. Nie, żebyśmy były brudaskami. Po prostu, kiedy pleśniejesz musisz się myć przynajmniej trzy razy dziennie.
  Siedziałam na kanapie, gdy Samie wyrwała mnie z zamyślenia:
  -Jenny, nie możemy tak siedzieć bezczynnie do końca świata! Musimy znaleźć miejsce gdzie są ludzie tacy jak my! – powtórzyła po raz setny.
  -Sam, po pierwsze nie jesteśmy ludźmi, po drugie jak masz zamiar znaleźć takie hmm… stworzenia jak my? – zapytałam znudzona.
  -Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ale znajdę jakiś sposób. – odpowiedziała moja przyjaciółka.
  -Dobrze, nieważne. Może gdzieś pójdziemy? – zaproponowałam dla własnego spokoju.
  -Zgłupiałaś? Teraz, w dzień?
  -Mam dość wychodzenia na dwór tylko nocą! – krzyknęłam. Naprawdę lubiłam wychodzić na dwór. W szczególności w lato, które teraz panowało. Poza tym najbliżsi sąsiedzi mieszkają jakieś pięćset metrów od nas, więc i tak nie widzieliby, co robimy i jak wyglądamy.
  -Jen, przecież wiesz, jacy są ludzie! Wytykaliby cię palcami! Kobieto, my pleśniejemy! – powiedziała oburzona Sam.
  -To… umyjmy się! Tak, to jest to! – powiedziałam sarkastycznie, ale Samanta chyba potraktowała to poważnie.
  -Chcesz się umyć samą wodą?! A mydło, a szampon?!
  -Nie wiem jak ty, ale ja idę się jakoś zamaskować i wyruszam w miasto! – powiedziałam, bo naprawdę nabrałam ochoty, żeby gdzieś wyjść i zrobić coś innego oprócz siedzenia w domu od około dwóch wieków.
  -Nie puszczę cię samej! Jeszcze coś ci się stanie! – rzekła Sam. Przewróciłam oczami i wstałam z kanapy.
  Weszłyśmy na górę, aby się przebrać. Następnie poszłyśmy do najbliższego sklepu po mydło i szampon. Gdy wróciłyśmy zastałyśmy w naszym domu bandę pleśniejących osób.
  -O, widzę, że kolejne umarlaczki się wprowadziły. - Powiedział wysoki chłopak wystawiając swoje białe kły. - Jestem Jason.
  -Ja jestem Jenny- przedstawiłam się z podejrzliwym wyrazem twarzy.- A to Samantha.- Wskazałam na przyjaciółkę.
  - Ja jestem Katy- rzekła jedna z dziewczyn.- Ja akurat jestem wilkołakiem.- Uśmiechnęła się.
  -A ja James. – przedstawił się kolejny chłopak.
  -Philip.
  -Annabeth.
  -Harry.
  -Christie.
  -A wy jesteście zombie? – spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam skąd oni się wzięli, skąd do cholery wiedzieli, że jesteśmy martwe i jak to jest, że są pierwszymi istotami nadnaturalnymi, z jakimi „miałam przyjemność” rozmawiać od dwóch wieków (nie licząc oczywiście Sam)?
  -Tak - powiedziała Anabeth.
  -Co tutaj robicie? - spytała Samantha.
  -Zauważyliśmy, że pali się tutaj światło. Za każdym razem mieszkają tutaj zombie. – odpowiedział „krwiopijca” przygryzając wargę. Jak on nie zrobił sobie dziur w ustach przez te kły?
  -A jak to się stało, Jasonie, że jesteś wampirem?- zapytałam od niechcenia, choć trochę byłam zaintrygowana nowymi znajomymi.
  -Cóż… dwa lata temu ugryzł mnie nietoperz. I uprzedzę twoje następne pytanie, Katy została tydzień temu zaatakowana przez wilki. – Uśmiechnął się.
  -A wy, kiedy stałyście się zombie?- Wtrącił się Harry.- My popełniliśmy zbiorowe samobójstwo pięć lat temu – opowiedział nam dumny, choć wcale nie pytałyśmy.
  -Samie zabiła się w 1922 roku, a ja w 1830 – odpowiedziałam mu pokrótce.
  -Wow, to mamy do czynienia z dojrzałymi kobietami. – powiedział James, a ja zaśmiałam się, choć nie było to wcale tak śmieszne. Myślę, że to nerwy. Nie rozmawiałam z nikim oprócz Sam, kasjerek w sklepach i mojej opiekunki w sierocińcu. To dziwne uczucie móc tak swobodnie pogadać z kimś mojego pokroju.
  -Nie pozwalaj sobie! A teraz pozwólcie, że muszę was wyprosić! No już, sio! – Oburzona Sam wyprosiła ich z domu, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana. Czy ona jeszcze dzisiaj przed południem nie chciała poznać takich istot jak my?
  Kiedy wyszli poleciałam z mydłem na górę i wskoczyłam do wanny. Mimo tego, że się umyłam nadal pachniałam pleśnią. Cóż, tak jest zawsze i nic na to nie poradzę, niestety. Popsikałam się perfumami i umalowałam. Zwolniłam łazienkę i udzieliłam Samie niezbędnych rad jak i co zrobić, aby jakoś wyglądać. Nie wiem czemu, ale zawsze lubię się nią opiekować. Może to jakieś niespełnione aspiracje posiadania młodszej siostry?
 Jak już skończyła wyszłyśmy na miasto. Zamykając nasz dom spotkałyśmy grupę naszych nowych znajomych. Wydawało się, że oni też wyszykowali się na wyjście.
  -No, widzę, że ktoś nas prześladuje- powiedziałam, ale nawet się cieszyłam. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić. Może nawet stworzylibyśmy jakąś fajną, zgraną paczkę przyjaciół? Byłoby miło.
  -Nie prześladujemy was. Po prostu wyszliśmy na miasto w tym samym czasie- rzekł Jason, ale po jego wyrazie twarzy wiedziałam, że na nas czekali.
  -A, dlaczego podeszliście od razu pod nasz dom? – zapytała konspiracyjnie Samie, chociaż nie do końca jej to wyszło.
  -Bo tak się idzie od naszego ekhem… śmietnika- powiedziała Annabeth. Wytrzeszczyłam na nią oczy. Co?
  -Wy mieszkacie na śmietniku?!- krzyknęłam razem z Samie.
  -No cóż, zawsze chcieliśmy się wprowadzić do tego domu, ale urząd miasta za każdym razem nas wywalał. – odpowiedział Harry. Zdziwiłam się, że oni w ogóle poszli do urzędu i prosili o pozwolenie zamieszkania tam. Ja i Sam w sumie jakoś bardzo nie musiałyśmy się o to dopominać. Mamy zarejestrowaną działalność domową i sprzedajemy antyki, które pozostały nam po naszych rodzinach i pod pretekstem potrzeby większego pomieszczenia gospodarczego zaproponowałyśmy urzędnikom ten dom.
  -No to wbijajcie do nas, kiedy chcecie… lub… się do nas wprowadźcie!- krzyknęła Sam. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Ok, myślę, że fajnie byłoby mieć nowych znajomych, ale bez przesady.
  -Nie, nie chcemy się narzucać- powiedział Jason. W myślach go poparłam, ale nie chciałam być nieuprzejma, a poza tym, może być śmiesznie.
  -Ależ to będzie dla nas przyjemność!- powiedziała Sam za nas dwie. Niech jej będzie. Jak poniesiemy jakieś tego konsekwencje to ją po prostu opieprzę.
  Dwie minuty później cała paczka przyniosła swoje klamoty. Nie było tego za wiele, no bo co będzie potrzebne jednemu wampirowi, wilkołakowi i piątce zombie, którzy są nieśmiertelni bez względu na wszystko? Niestety, ale musieliśmy poczekać, aż wybiorą sobie pokoje i udomowią się. Ze mną mieszkały Christie i Annabeth, a u Samanthy, Katy. Chłopcy zamieszkali razem w jednym pokoju, na piętrze. Wydaje się, że może być ciasno, ale wcale tak nie jest, wszyscy bardzo dobrze się mieścimy.
  Wkrótce potem wyszliśmy na miasto. Było fajnie. Po raz pierwszy od wieku mogłam kupić ubrania. Mamy oczywiście ubrania i wcale nie są one takie stare, ale wyglądają, jakby były „po mojej babci”. Chociaż za czasów mojej babci kobiety chodziły w sukniach, gorsetach i perukach, a nie starych wytartych spodniach – dzwonach i swetrze. Mam także trochę nowsze ubrania takie jak rurki i bluza, ale na tym kończy  się mój ubraniowy asortyment. Teraz zaopatrzyłam się w (jak to powiedziała Katy) śliczną bluzeczkę na ramiączkach, a skoro jestem martwa, będę mogła nosić ją także w zimie, jeśli tylko zadbam o odpowiedni kolor mojej skóry. Sam postawiła nam obiad. Od dawna nie jadłam, więc tak zwany kebab bardzo mi posmakował, choć wcale go do szczęści nie potrzebowałam. Po posiłku wróciliśmy do domu. Jason, jak się okazało, miał gitarę, którą przygrywał nam podczas wieczornej gry w karty.
  -Sam wymyśliłeś te piosenki?- zapytałam zauroczona dźwiękiem, który powstawał w wyniku drgania strun instrumentu.
  -Haha, nie! To piosenki z radia! Chyba wiesz co  to? – powiedział rozbawiony wampir.
  -Wiem co to radio – powiedziałam zgodnie z prawdą, chociaż nigdy z Sam nie korzystałyśmy z tego wymyślnego urządzenia.
  -Wow, powinienem być z ciebie dumny, ty dwustuletnia kobieto! Kiedy masz urodziny? - Włożyłam mu talię kart do ust. Tak po prostu.
  Resztę wieczoru spędziliśmy bardzo miło, ale później postanowiliśmy iść spać. Tak, zarówno zombie, wampiry jak i wilkołaki muszą iść spać, co może wydawać się dziwne, ale w sumie cieszę się, że została mi akurat ta część człowieczeństwa niż inna.


1 komentarz:

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/strzalki/strzalki/angelcursor.cur