poniedziałek, 31 grudnia 2012

5. Podróż do Big Bena


  Właśnie szłyśmy z Sam do spożywczaka.  Myślałam cały czas o naszej wyprawie do Dreamerii. Mamy tam być rok, a Kate nie chce z nami iść. Przecież nie zostawimy jej samej na dwanaście pełni…
  -Ale ja jestem głupia!- krzyknęłam, że aż ludzie się na mnie dziwnie popatrzyli. Sam podniosła jedną brew do góry.
  -O co ci chodzi?- zapytała po cichu.
  -O to, że nie musimy zostawiać Kate na rok samej ani nie musi iść z nami do Dreamerii!
  -Jak to? Chcesz ją zostawić?!
  -Tak! Ale zapomnieliśmy o tym co mówił Jase!
  -Nie wiem jak ty, ale ja mam dobrą pamięć.
  -Chyba najwyraźniej nie!
  -To mnie oświeć!- krzyknęła Sam z wyrzutem.
  -Sami, spokojnie. Chodzi o to, że rok w Dreamerii to minuta w naszym świecie!- powiedziałam z uśmiechem. Sam rozpromieniła się. Pobiegłyśmy do spożywczaka i szybko wróciłyśmy do domu, aby to wszystkim powiedzieć.
  Weszłyśmy do domu. Z szybkością wampira zdjęłyśmy buty i potruchtałyśmy do salonu. Kiedy wbiegłam do pokoju wpadłam na Jasona.
  -Możemy zostawić Kate w domu!- krzyknęłam do niego z uśmiechem.
  -Jak to?- zapytał podnosząc brew.
  -No… normalnie. Przecież jeden rok w Dreamerii to jedna MINUTA w naszym świecie!- powiedziałam mu kładąc nacisk na słowo „minuta”.
  -Masz rację!- krzyknął z uśmiechem i przytulił mnie bardzo, bardzo mocno. Odwzajemniłam jego przyjacielski uścisk. Kiedy się wyswobodziłam z jego ramion pobiegłam do kuchni gdzie siedziała Kate.
  -Nie musisz z nami iść do Dreamerii! Tam jeden rok to jedna minuta tutaj!- krzyknęłam do niej. Po raz kolejny zostałam wyściskana.
  -Nie muszę z wami iść, mogę tutaj zostać! Nie muszę z wami iść…- zaczęła śpiewać Kate. Zaintrygowała mnie dlaczego tak się cieszy, ale postanowiłam o to nie pytać, żeby nie psuć jej humoru.

  Była 23:30. Właśnie pakowałam ostatniego steka do torby.
  -Jenny, musimy już iść, bo nie zdążymy- ponaglała mnie Sam.
  -Już, właśnie kończę- odpowiedziałam zasuwając torbę.
  Wyszłyśmy z kuchni. Podałam pakunek Jason’owi.
  -Czyli podsumowując: będziecie szli przez dwa dni i dwie noce przez jakiś tunel, a potem spędzicie z mojego punktu widzenia minutę w Dreamerii, tak?- zapytała po raz kolejny Kate.
  -Tak!- odpowiedzieliśmy zniecierpliwieni.
  -No to wiecie… miłej podróży- powiedziała nam, kiedy wychodziliśmy. Pomachaliśmy do niej i ruszyliśmy w kierunku Big Bena.
  -Jen?- zapytał Jason nagle, że aż podskoczyłam
  -Jase! Wystraszyłeś mnie!- krzyknęłam łapiąc się za moje nie bijące serce.
  -Nie jestem pewien czy zdążymy na czas dojść do Big Bena. Lepiej by było gdybyśmy poczekali do północy w Big Benie, a nie spóźnili się. Gdybyś tylko mi pozwoliła wziąć was wszystkich na ręce i użyć wampirzej szybkości…- powiedział Jase zwieszając głowę.
  -Nie rozumiem cię! Przecież nie mieszkamy znowu tak daleko. Nie męczymy się, więc nie widzę przeszkód, żebyśmy poszli trochę szybciej zamiast używać twojej wampirzej szybkości- odpowiedziałam zdenerwowana. Od pełni nie lubiłam tego jego daru, mimo że uratował mi „życie”.
  -Ale Jen, proooszę!- rzekł składając ręce jak do modlitwy.
  -Niech ci będzie- powiedziałam machając ręką.
  -Juhu!- krzyknął i pocałował mnie w policzek. Gdybym mogła zarumieniłabym się.
  Wziął mnie na ręce i zaczął biegać z zawrotną szybkością biorąc resztę naszych towarzyszy na barki. Kiedy zebrał wszystkich pobiegł do Big Bena. Po chwili byliśmy na miejscu.
  -Jest dopiero za piętnaście, Jason!- krzyknęła zdenerwowana Sam stojąc przed wejściem
  -Oj tam, oj tam!- powiedział James otwierając nam drzwi.
  Weszliśmy po cichu do środka. W pomieszczeniu zauważyliśmy strażników. Schowaliśmy się za filarem.
  -Złapcie się mnie wszyscy, ale tak żeby nikt nie dotykał nogami do podłogi- szepnął Jase.  
  Wszyscy się jakoś uczepiliśmy. Jason sprawdził chyba czy drzwi do pokoju z tunelem są otwarte i ruszył pędem między strażnikami. W drugim pomieszczeniu na szczęście nikogo już nie było. Podłoga była wyłożona marmurem, a na ścianach zawieszone były obrazy. Nigdzie nie mogłam dostrzec tajemnego przejścia.
  Jednak Jason podszedł do największego obrazu i z łatwością zdjął go ze ściany. Zauważyliśmy wszyscy klapę, która sama się otworzyła. Ciągnął się tam tunel, który wydawał się, że nie ma końca. Podziwialiśmy go bez najmniejszego dźwięku.
  -No to włazimy- przerwałam ciszę.
_______________________________
Hej! Dzisiaj kiedy pisałam końcówkę rozdziału zorientowałam się, że zmieniłam imię jednego z bohaterów! Bardzo przepraszam, ale James pozostanie już Jason'em. Boli mnie to, że nikt już nie wchodzi na tego bloga :/ Jeżeli ktokolwiek go odwiedza, proszę zostawcie po sobie komentarz; cokolwiek: kropkę, serduszko, przecinek. Chcę wiedzieć, czy jest sens dalej to ciągnąć. Byłabym bardzo wdzięczna gdyby ktoś polecił mój blog na swoim lub jakkolwiek go "rozsławił" ;P No i co by tu jeszcze... wprowadzę małe zmiany na blogu, m. in.: dodam ankietę, obserwatorów i podstronę "Wasze blogi".
Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne, jak również gramatyczne i stylistyczne.
I love you all!
Agata ;* 

niedziela, 23 grudnia 2012

4. Dreameria


  -To świetny pomysł Jason!- powitał mnie krzyk Sam.
  -Co znowu za pomysł?- zapytałam wchodząc do pokoju.
  -Rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy odrzucani przez społeczeństwo, nie możemy nigdzie normalnie przebywać, więc…- zaczął Philip.
 -Więc Jason zaproponował, żebyśmy się przenieśli do Dreamerii!- przerwała mu Sam.
  -A Dreameria to…?- zapytałam unosząc brew.
  -To magiczny świat, w którym żyją zombie, wilkołaki, wampiry, czarodzieje, centaury i wiele, wiele innych magicznych istot –odpowiedział mi Jason.- Kiedyś tam mieszkałem, ale później wróciłem do ojczystego wymiaru.
  -Jak tam jest?- zadałam kolejne pytanie.
  -Idealnie! Wszyscy się ze wszystkimi znają, można bez żadnych przeszkód chodzić po ulicach, po prostu raj!- powiedział Jason.
 -Szczerze powiem, że to kuszący pomysł. Jak można się tam dostać?
 -Musielibyśmy iść do Big Bena o północy. Jest tam tajemne przejście. Trzeba wędrować dwa dni i dwie noce, aż dojdzie się do przepaści. Musielibyśmy uwierzyć, że nic nam nie będzie i postawić krok do przodu myśląc „Nic mi nie będzie, nic mi nie będzie…”. I ta-da, jesteśmy w Dreamerii!
  -Jak dla nas, zombie nie ma problemu, ale ty i Kate potrzebujecie jedzenia. Musielibyśmy zrobić duuuuże zapasy steków i hmm… Co lubisz jeść Kate, co nie wymaga gotowania?
  -No… nie wiem. Zjem wszystko co mi dasz. To mogą być owoce, warzywa, słodycze. Cokolwiek.
  -To możemy iść teraz do sklepu zrobić zapasy i przed północą idziemy do Big Bena- powiedziałam z uśmiechem, na co wszyscy wytrzeszczyli na mnie gały.
  -No co?!- zapytałam ze złością.
  -Naprawdę się zgadzasz?- spytała Christie.
  -A czemu nie? Chyba w każdej chwili możemy tu wrócić, prawda Jase?- zwróciłam się do wampira.
  -Jase? A co to za zdrobnienie?- zapytał wystawiając kły.
  -Masz problemy! Odpowiesz mi na pytanie?
  -Powrót nie jest taki łatwy. Jak już przejdziemy do innego wymiaru musimy tam pozostać rok zanim portal ponownie nas przepuści- odpowiedział wyciągając się na krześle.
  -Tutaj widzę pewien problem. Czas biegnie tam tak samo jak na Ziemi?
  -Nie. Tam jeden rok to minuta w naszym świecie. Tam czas płynie o wiele, wiele wolniej.
  -Jakby było coś nie tak w tej twojej Dreamerii mogłoby być źle, gdybyśmy tam utknęli aż na rok. Jest jakiś sposób komikowania się między wymiarami?- zapytałam po raz ostatni.
  -Jak tam byłem wszyscy sądzili, że nie, ale raczej i tak nikt nie chciał tego patentować, bo nikt nie tęsknił za Ziemią, z której został wygnany.
  -Dobra, kto idzie ze mną do mięsnego?- zapytałam, podejmując tym samym decyzję, że spędzimy rok w innym wymiarze, o którym nikt oprócz Jase’a nie miał pojęcia.
  -Tylko, że ja…- zaczęła Kate- ja nie mogę iść z wami. Mam tu siostrę.
  -Ale Kate, przecież ona cię nie kocha i sama sobie nie poradzisz z pełniami- powiedziała Anabeth przytulając ją do siebie.
  -W Dreamerii są specjalne kursy dla młodych wilkołaków…- powiedział sucho, niby od niechcenia Jason.
  -Nie, nie mogę- powiedziała Kate zwieszając głowę.
  -Sama sobie nie poradzisz! Co zrobisz podczas pełni?! Pójdziesz na miasto zabijać ludzi albo do domu dziecka po swoją siostrę?! Nie pozwalam ci tu zostać!- wybuchłam.
  -Dobrze, pójdę z wami- powiedziała zmieszana.
  -Sam, idziesz ze mną do mięsnego?- zwróciłam się do przyjaciółki.
  -Okej.
  Założyłyśmy buty i wyszłyśmy po nasze zapasy.

* Jase- czytaj Dżejs
Dreameria- czytaj Drimerja z angielskim akcentem
_____________________________________
Cześć, jak widzicie wzięłam się za tego bloga ;) Jak myślicie co stanie się Dreamerii, kiedy główni bohaterowie się tam przeniosą? Czy Jason i Katherine znowu będą ze sobą? Cóż, odpowiedzi na te pytania udzielę Wam już wkrótce :D Jakbyście mogli polećcie mój blog swoim znajomym, na swoich blogach i stronach 

piątek, 14 grudnia 2012

3. Status społeczny


  Kiedy pełnia się skończyła Katy wróciła do siebie. Znów zachowywała się normalnie, choć na Jasona patrzyła z nienawiścią. W jej oczach można też było dostrzec ulgę. Chyba cieszyła się że mu wyznała co naprawdę do niego czuła. A czuła do niego czystą nienawiść. Sama nie wiem jak można udawać miłość do osoby której się nienawidzi.
  Siedzieliśmy właśnie w kuchni gdzie Jason i Kate jedli śniadanie. Siedzieli daleko od siebie posyłając sobie mordercze spojrzenia. W Jasonie widać jednak było że czuje rozpacz z powodu utraty dziewczyny. Musiał czuć do niej coś głębokiego, jednak teraz to uczucie zostało zasłonięte przez nienawiść do jej osoby.
  Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli do sypialni dla gości. No tak- obudziła się ta dziewczyna. Wczoraj stwierdziliśmy we troje że chyba nic jej nie jest i że obudzi się rano.
  Dziewczyna była przerażona, trzęsła się ze strachu. Podeszłam do niej i pogłaskałam ją po włosach. Chyba się mnie przestraszyła. No tak- mój kolor skóry nie był zbyt atrakcyjny. Na szczęście pozbyłam się już odoru pleśni.
  -K-kim jesteście…? G-gdzie ja jestem?- zapytała znacznie się ode mnie odsuwając.
  -Spokojnie, nie zrobimy ci krzywdy- powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie. Zauważyłam że dziewczyna zaczyna panikować.- Jesteś u mnie w domu, w Londynie. Jestem Jenny- wyciągnęłam do niej dłoń, którą niechętnie uścisnęła.- To są- kontynuowałam wskazując na resztę moich przyjaciół ręką- Samantha, Jason, Harry, Christie, Anabeth, James, Philip i Katy.
  Wszyscy pomachali jej przyjaźnie i z uśmiechem na ustach. Ona lekko się uśmiechnęła, ale ten uśmiech szybko spełzł z jej twarzy kiedy zobaczyła Kate. Pisnęła i zakryła twarz w dłoniach. Cała dygotała.
  -C-co ona t-tu robi? Ona tu m-mieszka?- zapytała przez łzy blondynka wskazując wilkołaczkę.- Weźcie mnie do domu!
  -Spokojnie. Kate nic ci nie zrobi.
  -A wczoraj chciała mnie zabić! Moja własna siostra!- W tym momencie kompletnie zalała się łzami, a wzrok reszty powędrował na Kate.
  -Nigdy mi nie mówiłaś że masz siostrę!- krzyknął w jej stronę Jason.
  -Nigdy nie pytałeś!- odkrzyknęła mu. Ta wymiana zdań trwałaby dłużej, gdyby Philip ich nie uciszył. Ja zwróciłam się znowu do dziewczyny.
  -Powiedz mi jak się nazywasz i ile masz lat?- rzekłam kładąc jej rękę na ramieniu.
  -J-jestem Eliza i mam 14 lat- powiedziała jąkając się.- Kate- zwróciła się do dziewczyny- myślałam że nie żyjesz od tygodnia. Opiekunki cię szukają.
  -Opiekunki?- zapytałam podnosząc lewą brew do góry a prawą opuszczając.
  -No tak… z domu dziecka- odpowiedziała El. Wszyscy znowu popatrzyliśmy na Kate. Zarumieniła się a oczy naszły jej łzami. Zakryła twarz dłońmi i uciekła. Sam pobiegła za nią. Po raz kolejny zwróciłam się do dziewczyny.
  -Posłuchaj mnie. Masz podtrzymywać wersję, że Kate nie żyje, jasne?- Blondyna pokiwała głową.- No to super. Tylko, że… raczej nigdy nie zobaczysz swojej siostry.
  -Dzięki Bogu!- krzyknęła uradowana i przytuliła mnie. Jej zachowanie mnie porządnie zdziwiło.
  -Teraz pójdziesz z Jasonem do domu dziecka.- Podałam jej dłoń pomagając wstać z kanapy. Dziewczyna podała wampirowi adres. On wziął ją na ręce i z prędkością światła pomknął z nią na dwór. Z powrotem był dziesięć sekund później.
  -Jen, mogę cię prosić?- zapytała Sam wyłaniając się z jej sypialni. Weszłam do jej pokoju i usiadłam na łóżku obok Kate.
  -Nienawidzę jej- powiedziała Katy.- Nawet bardziej od Jasona, ona zrujnowała mi życie.- Dziewczyna zalała się łzami.- Ciągle mnie poniżała i próbowała ośmieszyć. Przez nią rodzice nie żyją! W pewnym sensie też przez NIĄ jestem tym kim jestem!- Rozpłakała się jeszcze bardziej. Obie ją przytuliłyśmy.
  -Kate… jak to się stało, że… że jesteś wilkołakiem?- zapytała Sam a ja skarciłam ją wzrokiem. Katie wytarła twarz i zaczęła.
  -Cóż…moje życie nie jest zbyt kolorowe. Od kilku lat mieszkamy w sierocińcu, bo Eliza doprowadziła do tego że zginęli w wypadku samochodowym bo jej zachciało się w burzę kawioru. Nie pochodzę z bogatej rodziny- dodała szybko widząc jak usta Sam otwierają się by coś powiedzieć.- No, więc rodzice specjalnie dla swojej córuni pojechali do sklepu i zginęli w wypadku. Eliza w ogóle się tym nie przejęła, a nawet gorzej. Była oburzona, że nie dostała kawioru. Zawsze byłam odsunięta na dalszy plan. Jeśli w sierocińcu znalazłam jakąkolwiek koleżankę ona mnie przed nią ośmieszała. Na szczęście miałam mojego najlepszego przyjaciela- Jasona. Nie reagował na docinki mojej siostry. Parę tygodni po poznaniu się zostaliśmy parą. Pewnego dnia kiedy byliśmy umówieni na randkę poszłam na umówione miejsce odrobinę wcześniej. Zauważyłam mojego chłopaka i moją siostrę całujących się. Nie zobaczyli mnie. Pobiegłam do lasu, chciałam uciec od tych zdrajców. Zaatakowały mnie te pieprzone wilki! Wiedziałam że Jason jest wampirem i zna się na tych paranormalnych zjawiskach, a nawet ma przyjaciół zombie. Trzymałam się go jeszcze przez ten tydzień, aż do wczorajszej nocy. To cała historia- powiedziała i rozpłakała się.
  Współczułam jej. Ja zabiłam się dlatego że mój chłopak mnie zdradził. Ale to było jeszcze w XIX wieku. Inne zachowanie, maniery i tradycje. Teraz normalnie dziewczyna podeszłaby do chłopaka i po prostu dała mu z liścia. Po wysłuchaniu tej opowieści naszła mnie ochota, aby pójść na grób moich rodziców. Puściłam koleżankę wstałam i pobiegłam na dół. Wzięłam płaszcz i wyszłam z domu. Szłam w stronę cmentarza ale ktoś ciągle szedł za mną. Odwróciłam się kilka razy. Za mną szedł jakiś dres. Pewnie myślał że może mi zrobić jakąś krzywdę, okraść, zgwałcić. Jakby tylko wiedział że będę miała za trzy lata dwusetne urodziny. Powinnam się cieszyć, że tyle czasu chodzę po tym świecie. Ludzie jeśli dożyją stu lat są już pomarszczeni, ledwo komunikują się z innymi ludźmi, a ja wyglądam nadal jak piętnastolatka nie choruję, nie mam jakichś szczególnych problemów. Jest jedno „ale”. Ja nie żyję.
  Doszłam do bramy cmentarza. Chłopak nadal szedł za mną
  Przeżyłam jeden gwałt. Facet był nieźle zdziwiony.
  Szłam w stronę grobu rodziców. Dres skręcił w jakąś uliczkę i zniknął z zasięgu mojego wzroku. Czyli jednak nic ode mnie nie chciał.
  Weszłam już na teren dziewiętnastowiecznego cmentarzyska. Muszę przyznać że trochę się tu zapuściło zielska. Moi rodzice byli praktycznie pochowani w centrum. Byliśmy dość zamożną rodziną, więc mogliśmy sobie pozwolić na takie „luksusy”. Na nagrobku było prawie niewidocznie napisane:
Tu pochowani są
Anna, Jennifer oraz Michael Parkerowie
Niechaj spoczywają w spokoju.

  Pomodliłam się chwilkę i popatrzyłam na zapuszczony grób. Poczułam, że chce mi się płakać jednak nie mogłam. Odwróciłam się i poszłam w stronę domu.
___________________________________
Hate please, jeśli ktokolwiek tu jeszcze zagląda ;(

wtorek, 31 lipca 2012

2. Druga strona medalu


    Pierwszy poranek ze świadomością, że znam więcej zombie niż tylko samą Samanthę był wspaniały. Kiedy wyszłam z łóżka od razu pomyślałam o śniadaniu. Wiem, że już nie czuję głodu, ale Jason i Katy- owszem. Dla naszego wampira zrobiłam krwistego steka, a dla kochanej wilkołaczki- jajecznicę na boczku.
  Gdy wystawiałam jedzenie na stół do kuchni weszła Katy.
  -Mmm… które moje?
  -Dla ciebie jajecznica. Przepraszam, jeśli nie lubisz.
  -No, co ty, uwielbiam!- Zaraz po wymówieniu tych słów powiesiła mi się na szyi.
  Kiedy Kate pałaszowała śniadanko przyszli wszyscy oprócz Jasona.
  -Gdzie jest krwiopijca?- Zapytała Sam.
  -Myśleliśmy, że już je śniadanie- powiedział Philip.
  -Wy siądźcie, a ja go poszukam- rzekłam.
  Zaczęłam chodzić po całym domu i nawoływać „Jason!”. Po pół godziny poszukiwań, gdy chciałam wracać do kuchni, odwracając się wyrósł przede mną blady chłopak.
  -Jason, gdzie ty byłeś?! Szukałam cię chyba godzinę!- krzyknęłam.
  -Ej, księżniczko, nie gorączkuj się! Byłem na śniadanku.
  -Chcesz mi powiedzieć, że poszedłeś na miasto zabijać ludzi?!
  -Jen, ja muszę raz na miesiąc pójść na szczury!
  -To znaczy, że nie chcesz zabijać ludzi?
  -Nie, bo oni nie umarliby tylko staliby się wampirami, tak, jak ja, a ja nie życzę nikomu takiego losu.
  -No dobrze. Tak, czy inaczej, chcesz steka, czy nie?
  -No jasne!
  Zeszliśmy na dół. Zaimponował mi. Sądziłam, że każdy wampir musi ugryźć człowieka, a tutaj okazuje się, że wystarczą im zwykłe gryzonie.
  -O, Jason znalazłeś się!- zawołała Katy.     
  -Tak, kotku.- Otworzyłam szeroko buzię słysząc „kotku”.
  -Wiesz, że nienawidzę kotów.- Podeszła do niego i pocałowała w usta, a ja nadal stałam jak wryta.
  W końcu, kiedy się otrząsnęłam, powiedziałam:
  -Katy, dzisiaj jest pełnia i z tego, co wiem to twoja pierwsza. Co my mamy zrobić, gdy zamienisz się w wilkołaka?
  -Nie wiem. Może zamkniecie mnie w piwnicy?
  -Mówisz sarkastycznie, czy na serio?
  -Na serio. Piwnica będzie wspaniała. Nie powinno być wtedy ze mną problemów, no chyba, że się okaże, że będę mogła nad sobą zapanować i nic wam nie zrobię, ale się zobaczy.
  Gdy nadchodził wieczór kończyłam przygotowywać piwnicę dla Katy. Nikt nie miał zamiaru z nią siedzieć, jak będzie się zmieniać w wilkołaka, ale jeśli jednak będzie normalna ma tutaj wyścielone, bo piwnica jest na dole i nie będziemy tam schodzić. W końcu ułożyłam ostatnią poduszkę, kiedy weszła Kate i powiedziała:
  -Za chwilę wzejdzie księżyc. Jason postanowił, że będzie tutaj ze mną podczas metamorfozy.
  -Ależ poświęcenie- mruknęłam, tak, aby nie usłyszała.
  Zaraz potem przyszedł Jason. Katy usadowiła się na pościeli i zamknęła kraty. Wzięłam Jasona na stronę i rzekłam:
  -Nie możesz siedzieć tu z Kate! Może i jesteś tym wampirem, ale nie wiadomo, jakiej furii może dostać podczas przemiany!
  -Nie martw się! Jakby, co mam moją wampirzą szybkość i mogę uciec!
  -Nie, nie ma mowy żebyś tu został! Nie chcę później cię opatrywać!
  -Nie martw się- powtórzył.
  -Okej, ale nie mów, że cię nie ostrzegałam!
  Wyszłam z piwnicy zostawiając ich samych. Rano mi zaimponował, ale teraz bardzo mnie wkurzył zgrywając bohatera! „Jakby, co mam moją wampirzą szybkość i mogę uciec!”, chodziły mi po głowie jego słowa.
  Gdy byłam już na górze usłyszałam wrzask. Wszyscy zbiegliśmy na dół. Widzieliśmy, jak Kate przemienia się w coś większego od wilka, a mniejszego od człowieka. Popatrzyła się wściekłym wzrokiem na Jasona, który stał przed kratą, uspakajając swoją dziewczynę. Wilkołaczka wyciągnęła łapę i próbowała go przepchać między szczeblami.
  -Jason!- krzyknęłam przerażona. Podbiegłam i próbowałam wyciągnąć Jasona z jej objęć, ale w tym momencie wyciągnęła drugą kończynę i uderzyła mnie, aż upadłam. Ktoś krzyknął, ale nie wiedziałam kto.
  Obudziłam się. Nade mną zobaczyłam sześć twarzy.
  -Otworzyła oczy!- Krzyknęła Sam do… Jasona.
  -Dzięki, że odwróciłaś jej uwagę, bo byłoby po mnie- rzekł.
  -Nie ma sprawy. A co zrobiliście z Kate?
  -Jest w piwnicy i szaleje- odpowiedział Harry.
  -Jak udało wam się mnie stamtąd wziąć?
  -Jason wziął cię na ręce i użył wampirzej szybkości, bo Katy chciała cię zabić- powiedziała Anabeth.
  -Dzięki- zwróciłam się do Jasona.
  -Nie ma sprawy- odpowiedział.
  Usłyszeliśmy pisk kobiety. Znowu zbiegliśmy na dół. Tym razem były to dźwięki ponownej przemiany Kate. Zmieniła się w siebie, ale nadal miała dziki wzrok i ryknęła na nas:
  -No co się tak gapicie?! Wynocha stąd, rozumiecie? WYNOCHA!
  -Ale kochanie…- zaczął spokojnie Jason.
  -To koniec Jason! Po tej przemianie mam na tyle odwagi, żeby ci powiedzieć, że cię nienawidzę!  To przez ciebie zostałam tym… tym czymś!
  -Dobrze, idziemy stąd, byle szybko!- krzyknęłam.
  -Ok- zgodzili się wszyscy.
  Jak byliśmy na górze Jason zaczął się wydzierać:
  -Jak to przeze mnie?!  Sama poszła do tego lasu! Paranoja jakaś!
  -Ej, uspokój się- krzyknęłam i położyłam mu rękę na ramieniu. Natychmiast ją odtrącił i wystawił kły. Otworzył okno i skoczył.
  -Coś mu się stało?!- Zapytała Sam z przerażeniem w głosie.
  -Przecież on jest wampirem- rzekł Harry.
  -No tak, zapomniałam.
  -To co teraz zrobimy z Katy?- zapytała Christie.- A co jeśli już taka zostanie?
  -Nie wiem- odrzekłam.- Sądzę, że musimy na zmianę czuwać przy drzwiach prowadzących do piwnicy. Ja mogę pierwsza. Kto chce po mnie?
  -Ja- powiedział z zakrwawioną twarzą Jason, wyłaniając się z ram okna.- Co prawda nie jest już moją dziewczyną, ale nadal czuję się za nią odpowiedzialny.
  -No ok. Kładźcie się spać- powiedziałam.
  -Dobranoc- powiedzieli niemrawo.
  Gdy przygotowałam sobie koc i poduszkę i byłam już gotowa zejść na dół, poczułam chłodny oddech na moim karku.
  -Jason, o co chodzi?
  -Pomyślałem, że skoro nie ustaliliśmy z resztą kto po kim ma wartę to może popilnujemy Kate razem?
  -Ale potem będziemy obydwoje zmęczeni i nikt jej nie będzie pilnował. Powinniśmy to robić jedno po drugim, ja pierwsza.
  -Ja jestem wampirem, nie będę zmęczony.
  -No dobrze- odrzekłam i usiedliśmy razem na kocu.
  -Zaimponowałeś mi dzisiaj rano- powiedziałam nagle.
  -Ale czym?- zapytał i uśmiechnął się wystawiając kły.
  -No, tym że nie chcesz żeby ludzie przechodzili przez to co ty. Według mnie to szlachetne.
  -Kiedyś, żeby nie umrzeć musiałem… musiałem ugryźć człowieka.- Spuścił ponuro głowę.- Później on też stał się wampirem. Ale od tamtego czasu nigdy nikogo nie ugryzłem.
  -A tak w ogóle ile masz lat?
  -18- odpowiedział.
  Nagle usłyszeliśmy krzyk. Nie dochodził stamtąd gdzie była zamknięta Kate. Wrzask dochodził z góry i był coraz głośniejszy. Jason chwycił moją dłoń i pobiegliśmy szybko po schodach. Otworzyliśmy oczy i usta szeroko, widząc na podłodze poszarpane ciało jakiejś kobiety, a obok niego Sam. Podbiegliśmy do niej. Sprawdziłam jej puls- w normie. Kobieta oddychała jednak nie wiedzieliśmy co jej się stało. Jason wziął ją na ręce i położył na kanapie. Dziewczyna leżała teraz w świetle księżyca, więc lepiej mogliśmy dostrzec jej rysy twarzy. Wyglądała na 17-18 lat.
  Nagle usłyszeliśmy za sobą warczenie. Momentalnie odwróciliśmy się i zobaczyliśmy Kate. Całe ciało miała pokryte futrem, a twarz dodatkowo zakrwawioną. Kiedy spostrzegła dziewczynę leżącą na kanapie rzuciła się na nią popychając nas na ziemię. Jason natychmiast się podniósł i rzucił na swoją byłą dziewczynę, jednak ona nie odpuszczała i dalej rzucała się na dziewczynę. Jason był jednak silniejszy i złapał ją w pasie. Z trudnościami zaprowadziliśmy wilkołaka do piwnicy i zamknęliśmy. Wszyscy troje objęliśmy przy niej wartę. Szczerze mówiąc nie chciało mi się w ogóle spać. Patrzyłam na moją rozwścieczoną koleżankę miotającą się po klatce.

Niedługo dokończę trzeci rozdział :) Mam nadzieję że Was zaskoczę. Przepraszam też za moją długą nieobecność- wyjechałam nad morze gdzie nie miałam internetu :P

Agata xoxo

czwartek, 12 lipca 2012

1. Nowy dom

  Jestem Jenny. Urodziłam się w Londynie w 1815 roku. Kiedy miałam 15 lat cierpiałam z powodu chłopaka. Postanowiłam pożegnać się ze światem i umrzeć. Poszłam do parku i dźgnęłam się w brzuch nożem. Zasnęłam i obudziłam się. Nade mną stał stary mężczyzna. Powiedział, że stałam się żywym trupem, czyli tak, jak powiedziano by dzisiaj- zombie. Wpadłam w szał i uciekłam do mojego domu. Moi rodzice rzekli, że nie jest możliwe, abym była ich córką, bo znaleziono jej martwe ciało tydzień temu w parku, w którym popełniłam samobójstwo. Byłam załamana. Tułałam się po mieście kilka tygodni. Nie czułam głodu i pragnienia, bo byłam martwa. Szukałam schronienia u moich koleżanek. Wszystkie mówiły, że jestem oszustką, bo nie żyję od dawna. W końcu postanowiłam pójść do sierocińca. Jadłam z przymusu, nie chciałam, aby mnie wyrzucili. Kiedy nadszedł dzień, w którym powinnam skończyć 18 lat dostałam mieszkanie od urzędu miasta. Teraz nadal wyglądam jak 15- latka. Nie starzeję się. W 1922 roku spotkałam Samanthę. Od tamtego czasu jest moją przyjaciółką. Była nowa w temacie zombie. Wprowadziłam ją. Kiedy się zabiła miała 17 lat i jest tak jakby starsza ode mnie. Do dziś mieszkałyśmy w ciasnym mieszkaniu, ale kupiłyśmy sobie dom.
  Był dość duży jak na „dwie nastolatki”, ale nie narzekałyśmy. Jesteśmy dość odizolowane od świata, nie mamy nikogo oprócz siebie, moi rodzice i moi dawni znajomi nie żyją od wielu lat, a z powodu naszej nadnaturalności (i nieprzyjemnego zapachu spowodowanego pleśnią) nikt jakoś specjalnie się z nami nie zadaje, a i nam nie zależy na specjalnych kontaktach z „rówieśnikami”. Kiedy z nikim się nie spotykamy nie musimy udawać, że jemy, nie musimy maskować zielonkawej skór, no i nie musimy się myć. Nie, żebyśmy były brudaskami. Po prostu, kiedy pleśniejesz musisz się myć przynajmniej trzy razy dziennie.
  Siedziałam na kanapie, gdy Samie wyrwała mnie z zamyślenia:
  -Jenny, nie możemy tak siedzieć bezczynnie do końca świata! Musimy znaleźć miejsce gdzie są ludzie tacy jak my! – powtórzyła po raz setny.
  -Sam, po pierwsze nie jesteśmy ludźmi, po drugie jak masz zamiar znaleźć takie hmm… stworzenia jak my? – zapytałam znudzona.
  -Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam, ale znajdę jakiś sposób. – odpowiedziała moja przyjaciółka.
  -Dobrze, nieważne. Może gdzieś pójdziemy? – zaproponowałam dla własnego spokoju.
  -Zgłupiałaś? Teraz, w dzień?
  -Mam dość wychodzenia na dwór tylko nocą! – krzyknęłam. Naprawdę lubiłam wychodzić na dwór. W szczególności w lato, które teraz panowało. Poza tym najbliżsi sąsiedzi mieszkają jakieś pięćset metrów od nas, więc i tak nie widzieliby, co robimy i jak wyglądamy.
  -Jen, przecież wiesz, jacy są ludzie! Wytykaliby cię palcami! Kobieto, my pleśniejemy! – powiedziała oburzona Sam.
  -To… umyjmy się! Tak, to jest to! – powiedziałam sarkastycznie, ale Samanta chyba potraktowała to poważnie.
  -Chcesz się umyć samą wodą?! A mydło, a szampon?!
  -Nie wiem jak ty, ale ja idę się jakoś zamaskować i wyruszam w miasto! – powiedziałam, bo naprawdę nabrałam ochoty, żeby gdzieś wyjść i zrobić coś innego oprócz siedzenia w domu od około dwóch wieków.
  -Nie puszczę cię samej! Jeszcze coś ci się stanie! – rzekła Sam. Przewróciłam oczami i wstałam z kanapy.
  Weszłyśmy na górę, aby się przebrać. Następnie poszłyśmy do najbliższego sklepu po mydło i szampon. Gdy wróciłyśmy zastałyśmy w naszym domu bandę pleśniejących osób.
  -O, widzę, że kolejne umarlaczki się wprowadziły. - Powiedział wysoki chłopak wystawiając swoje białe kły. - Jestem Jason.
  -Ja jestem Jenny- przedstawiłam się z podejrzliwym wyrazem twarzy.- A to Samantha.- Wskazałam na przyjaciółkę.
  - Ja jestem Katy- rzekła jedna z dziewczyn.- Ja akurat jestem wilkołakiem.- Uśmiechnęła się.
  -A ja James. – przedstawił się kolejny chłopak.
  -Philip.
  -Annabeth.
  -Harry.
  -Christie.
  -A wy jesteście zombie? – spytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam skąd oni się wzięli, skąd do cholery wiedzieli, że jesteśmy martwe i jak to jest, że są pierwszymi istotami nadnaturalnymi, z jakimi „miałam przyjemność” rozmawiać od dwóch wieków (nie licząc oczywiście Sam)?
  -Tak - powiedziała Anabeth.
  -Co tutaj robicie? - spytała Samantha.
  -Zauważyliśmy, że pali się tutaj światło. Za każdym razem mieszkają tutaj zombie. – odpowiedział „krwiopijca” przygryzając wargę. Jak on nie zrobił sobie dziur w ustach przez te kły?
  -A jak to się stało, Jasonie, że jesteś wampirem?- zapytałam od niechcenia, choć trochę byłam zaintrygowana nowymi znajomymi.
  -Cóż… dwa lata temu ugryzł mnie nietoperz. I uprzedzę twoje następne pytanie, Katy została tydzień temu zaatakowana przez wilki. – Uśmiechnął się.
  -A wy, kiedy stałyście się zombie?- Wtrącił się Harry.- My popełniliśmy zbiorowe samobójstwo pięć lat temu – opowiedział nam dumny, choć wcale nie pytałyśmy.
  -Samie zabiła się w 1922 roku, a ja w 1830 – odpowiedziałam mu pokrótce.
  -Wow, to mamy do czynienia z dojrzałymi kobietami. – powiedział James, a ja zaśmiałam się, choć nie było to wcale tak śmieszne. Myślę, że to nerwy. Nie rozmawiałam z nikim oprócz Sam, kasjerek w sklepach i mojej opiekunki w sierocińcu. To dziwne uczucie móc tak swobodnie pogadać z kimś mojego pokroju.
  -Nie pozwalaj sobie! A teraz pozwólcie, że muszę was wyprosić! No już, sio! – Oburzona Sam wyprosiła ich z domu, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana. Czy ona jeszcze dzisiaj przed południem nie chciała poznać takich istot jak my?
  Kiedy wyszli poleciałam z mydłem na górę i wskoczyłam do wanny. Mimo tego, że się umyłam nadal pachniałam pleśnią. Cóż, tak jest zawsze i nic na to nie poradzę, niestety. Popsikałam się perfumami i umalowałam. Zwolniłam łazienkę i udzieliłam Samie niezbędnych rad jak i co zrobić, aby jakoś wyglądać. Nie wiem czemu, ale zawsze lubię się nią opiekować. Może to jakieś niespełnione aspiracje posiadania młodszej siostry?
 Jak już skończyła wyszłyśmy na miasto. Zamykając nasz dom spotkałyśmy grupę naszych nowych znajomych. Wydawało się, że oni też wyszykowali się na wyjście.
  -No, widzę, że ktoś nas prześladuje- powiedziałam, ale nawet się cieszyłam. Chciałabym się z nimi zaprzyjaźnić. Może nawet stworzylibyśmy jakąś fajną, zgraną paczkę przyjaciół? Byłoby miło.
  -Nie prześladujemy was. Po prostu wyszliśmy na miasto w tym samym czasie- rzekł Jason, ale po jego wyrazie twarzy wiedziałam, że na nas czekali.
  -A, dlaczego podeszliście od razu pod nasz dom? – zapytała konspiracyjnie Samie, chociaż nie do końca jej to wyszło.
  -Bo tak się idzie od naszego ekhem… śmietnika- powiedziała Annabeth. Wytrzeszczyłam na nią oczy. Co?
  -Wy mieszkacie na śmietniku?!- krzyknęłam razem z Samie.
  -No cóż, zawsze chcieliśmy się wprowadzić do tego domu, ale urząd miasta za każdym razem nas wywalał. – odpowiedział Harry. Zdziwiłam się, że oni w ogóle poszli do urzędu i prosili o pozwolenie zamieszkania tam. Ja i Sam w sumie jakoś bardzo nie musiałyśmy się o to dopominać. Mamy zarejestrowaną działalność domową i sprzedajemy antyki, które pozostały nam po naszych rodzinach i pod pretekstem potrzeby większego pomieszczenia gospodarczego zaproponowałyśmy urzędnikom ten dom.
  -No to wbijajcie do nas, kiedy chcecie… lub… się do nas wprowadźcie!- krzyknęła Sam. Spojrzałam na nią zdezorientowana. Ok, myślę, że fajnie byłoby mieć nowych znajomych, ale bez przesady.
  -Nie, nie chcemy się narzucać- powiedział Jason. W myślach go poparłam, ale nie chciałam być nieuprzejma, a poza tym, może być śmiesznie.
  -Ależ to będzie dla nas przyjemność!- powiedziała Sam za nas dwie. Niech jej będzie. Jak poniesiemy jakieś tego konsekwencje to ją po prostu opieprzę.
  Dwie minuty później cała paczka przyniosła swoje klamoty. Nie było tego za wiele, no bo co będzie potrzebne jednemu wampirowi, wilkołakowi i piątce zombie, którzy są nieśmiertelni bez względu na wszystko? Niestety, ale musieliśmy poczekać, aż wybiorą sobie pokoje i udomowią się. Ze mną mieszkały Christie i Annabeth, a u Samanthy, Katy. Chłopcy zamieszkali razem w jednym pokoju, na piętrze. Wydaje się, że może być ciasno, ale wcale tak nie jest, wszyscy bardzo dobrze się mieścimy.
  Wkrótce potem wyszliśmy na miasto. Było fajnie. Po raz pierwszy od wieku mogłam kupić ubrania. Mamy oczywiście ubrania i wcale nie są one takie stare, ale wyglądają, jakby były „po mojej babci”. Chociaż za czasów mojej babci kobiety chodziły w sukniach, gorsetach i perukach, a nie starych wytartych spodniach – dzwonach i swetrze. Mam także trochę nowsze ubrania takie jak rurki i bluza, ale na tym kończy  się mój ubraniowy asortyment. Teraz zaopatrzyłam się w (jak to powiedziała Katy) śliczną bluzeczkę na ramiączkach, a skoro jestem martwa, będę mogła nosić ją także w zimie, jeśli tylko zadbam o odpowiedni kolor mojej skóry. Sam postawiła nam obiad. Od dawna nie jadłam, więc tak zwany kebab bardzo mi posmakował, choć wcale go do szczęści nie potrzebowałam. Po posiłku wróciliśmy do domu. Jason, jak się okazało, miał gitarę, którą przygrywał nam podczas wieczornej gry w karty.
  -Sam wymyśliłeś te piosenki?- zapytałam zauroczona dźwiękiem, który powstawał w wyniku drgania strun instrumentu.
  -Haha, nie! To piosenki z radia! Chyba wiesz co  to? – powiedział rozbawiony wampir.
  -Wiem co to radio – powiedziałam zgodnie z prawdą, chociaż nigdy z Sam nie korzystałyśmy z tego wymyślnego urządzenia.
  -Wow, powinienem być z ciebie dumny, ty dwustuletnia kobieto! Kiedy masz urodziny? - Włożyłam mu talię kart do ust. Tak po prostu.
  Resztę wieczoru spędziliśmy bardzo miło, ale później postanowiliśmy iść spać. Tak, zarówno zombie, wampiry jak i wilkołaki muszą iść spać, co może wydawać się dziwne, ale w sumie cieszę się, że została mi akurat ta część człowieczeństwa niż inna.


Bohaterowie

Jenny Parker
Główna bohaterka. Stała się zombie mając zaledwie 15 lat, w 1830 r. Mieszka w Londynie wraz ze swoją przyjaciółką Samanthą Gilroy, która również jest zombie. 
Uwielbia pierogi, nienawidzi odosobnienia.

Samantha Gilroy
Przyjaciółka Jenny. Również jest żywym trupem, zabiła się mając 17 lat. Lubi rządzić się i rozkazywać. Jest miła i uczynna. Boi się reakcji ludzi na to że jest zombie.
Lubi jeść mimo tego że jest zombie, nie lubi kiedy ktoś się jej sprzeciwia.

Jason Cowell
Od dwóch lat jest wampirem. Człowieka ugryzł tylko raz w swoim życiu- inaczej by umarł. Nie chce aby kogoś spotkał tak straszliwy los jak jego. Jest uczynny, współczujący i zabawny.
Lubi jeść krwiste rzeczy, nie pogardzi też pączkiem, pije głównie sok grejpfrutowy.

Katy Johnson
Wilkołaczka na stażu, chodzi z Jasonem. Jest nieufna i kłamliwa. Jest też bardzo uczuciowa, obwinia Jasona o to co się z nią stało.
Lubi jajecznicę i sok jabłkowy.

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/strzalki/strzalki/angelcursor.cur