wtorek, 2 kwietnia 2013

...

Hej ;) Przez tą długą przerwę związaną z oczekiwaniem na szablon naprawdę straciłam wenę do tego opowiadania. Z nudów zaczęłam pisać inne opowiadanie, które może nie wszystkich zainteresować, ponieważ jest ono o One Direction -> The Good Times of Today are the Sad Thoughts of Tomorrow. Przysięgam, że wkrótce do Was wrócę z nowymi, dłuższymi i lepszymi rozdziałami, po prostu potrzebuję trochę odpoczynku od fantasy. Przez ostatnie dni oglądałam tylko HP i PJ. Czytałam Olimpijskich herosów i Baśnie Barda Beedle'a. Dzisiaj kupuję nową książkę obyczajową, więc się trochę odstresuję ;) Do zobaczenia wkrótce :*
I love you all!
Agata ;*
PS Jak się podoba wygląd? Odnośnie postaci na nagłówku są to Jenny i Jason, tylko, że zdjęcia, które są w poście "Bohaterowie" są za małe, więc dałam inne ;)

piątek, 1 marca 2013

CZEKAM NA SZABLON

Blog będzie chwilowo niedostępny, ponieważ czekam na nowy szablon. Przepraszam za utrudnienia :D

czwartek, 28 lutego 2013

10. Pamięć mi szwankuje


  Podbiegliśmy do niej szybko. Była nieprzytomna, w nogę wbitą miała strzałę, a jej puls był ledwo wyczuwalny. Jason wziął Ann na ręce i wybiegliśmy z budynku. Skierowaliśmy się do reszty naszych przyjaciół, którzy na szczęście stali już o własnych siłach.
  -Co się stało?- zapytał wystraszony Philip. Ułożyliśmy Annabeth wygodnie na trawie, a Sam zajęła się nią. Wspominałam, że była kiedyś sanitariuszką? W każdym razie wyjęła strzałę i krzątała się wokół niej.
  -Walczyliśmy z hydrą, a Annabeth tak jakby trochę ucierpiała- odpowiedział mu Jason.
  -Potrzebny mi bandaż- oznajmiła Samantha.
  -Jason odnalazł swoich dawnych przyjaciół. Może oni będą mieli opatrunki- podpowiedziałam. Jednak, żeby pomóc przyjaciółce urwałam kawałek nogawki moich spodni, aby Sam miała czym zatamować krwotok. Jase wziął Annabeth na ręce i pognał do Georga i El.
  -Harry, miej miecz na wierzchu jakby co. Sam, trzymaj.- Rzuciłam jej łuk i strzały, których używała Annabeth.
  Szliśmy spokojnie przez Dreamerię w stronę mieszkania Jase’a, kiedy ktoś stanął mi na drodze. Był to cyklop, więc początkowo pomyślałam, że może to być ktoś od Elizabeth. Jednak facet miał surowy wyraz twarzy i bliznę na policzku.
  -Przepraszam- powiedziałam i próbowałam go bezskutecznie wyminąć. Dryblas taranował nam drogę i za nic nie chciał się przesunąć. Patrzył na nas swoim jedynym okiem.
  -O co chodzi?- spytałam lekko spanikowana.
  -Kim jesteście?- odpowiedział pytaniem na pytanie cyklop.
  -Zombie. Czy to jakiś problem?- ponownie zadałam pytanie.
  -Tutaj mają prawo być tylko najgroźniejsze kreatury. Wypad- rzekł nasz nowy kolega i wskazał na wyjście z Dreamerii.
  -Nie tak szybko, koleżko- powiedziałam wkurzona.- Z tego co mi wiadomo Dreameria o wolny kraj. Nie wyniesiemy się stąd dopóki nie pokażesz nam konstytucji, regulaminu lub czegoś podobnego. Nie ma bata.- Zbiłam go z tropu. Zrobił tępą minę, tak jak się spodziewałam, i przepuścił nas.
  Reszta drogi minęła nam bezproblemowo. No, może nie licząc tego, że Philip cały czas dygotał.
  Poprowadziłam moich przyjaciół do mieszkania. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Georga, Elizę i Jasona stojących przy sofie, na której leżała spocona Annabeth. Kiedy weszliśmy zwróciła na nas swoje słabe spojrzenie. Przebiegła wzrokiem po nas wszystkich, a najdłużej zatrzymała się na Philipie. Ten natomiast płakał już na całego. Przyznaję, było mi przykro, ale nie do tego stopnia. Spojrzałam na resztę najbliższych przyjaciół Ann. Nikt nie okazał takiej skruchy.  Cyklopica, troll i wampir odwrócili się do nas. Gdy ujrzeli Phila odsunęli się od Ann. Philip natychmiast znalazł się przy niej i trzymał ją za rękę.
  -Zostawmy ich samych- powiedział Jason. Zgodziliśmy się z nim i ruszyliśmy do sąsiedniego pokoju.
________________________
Jestem beznadziejna. Nie umiem nic zrobić porządnie :/ Chyba przestanę podawać Wam dokładną datę dodania nowego rozdziału. A tak przy okazji, to już dziesiąty rozdział <3 ^.^ Dzięki za wszystkie wejścia i komentarze, jesteście kochani ;***
PS Jak się podoba nowy wygląd?
I love you all!
Agata ;*

sobota, 16 lutego 2013

9. Przyjaciele, to wszystko co mamy


  Podbiegliśmy szybko do okna. Niedaleko ratusza unosił się dym. Przerażona spojrzałam na Jasona. On tak samo wystraszony spojrzał na mnie. Odeszliśmy od okna, a Jason zwrócił się do swojego przyjaciela.
  -George, ja i Jen zobaczymy co się stało. Wy za ten czas przygotujcie siedem miejsc do spania, ok?- powiedział Jase.
  -Ok, przygotujemy, ale dlaczego aż siedem?- zapytała Eliza.
  -Nie przyszliśmy tu z Jasonem sami, oprócz nas jest jeszcze pięcioro zombie- odpowiedziała po czym pociągnęłam wampira na klatkę schodową.
  Zeszliśmy- a właściwie zbiegliśmy- ze schodów, a później wlazłam Jase’owi na plecy i pognaliśmy na północ.
  Po kilku sekundach byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się przy połączeniu Dreamerii z prawdziwym światem, a na drodze znajdował się krater o szerokości około trzydziestu metrów i podobną głębokością. Rozejrzeliśmy się, histerycznie poszukując naszych przyjaciół.
  -Annabeth! Sam! Christie!- krzyczałam ile mogłam.
  -Harry! Philip!- pomagał mi wampir.
  Usłyszałam ciche piszczenie dochodzące z mojej lewej strony. Pobiegłam w tamtą stronę, gdzie znajdowały się bujne krzaki. Leżał tam poturbowany Philip przyciskający do siebie Sam i Christie.
  -Jason, pomóż mi!- wrzasnęłam do niego. Przybiegł do mnie i pomógł wyciągnąć naszych przyjaciół z zarośli. Ułożyliśmy ich bezpiecznie.
  -Nie wiecie co z resztą?- zapytałam przerażona. Sam wskazała palcem na stojący nieopodal budynek, z którego dobiegały trzaski. Byłam zdziwiona, że wcześniej ich nie usłyszałam. Jason zareagował natychmiastowo i pobiegł do środka.
  -Zostaniecie sami?- ponownie zadałam pytanie, ponieważ czułam potrzebę, aby pomóc reszcie. Sam kiwnęła głową, więc pobiegłam do wejścia budowli. Kiedy przekroczyłam próg zobaczyłam moich przyjaciół walczących z… jakąś dziką kreaturą. Był to ogromny wąż z pięcioma głowami i ostrymi, jak brzytwy zębami i pazurami. Zwykły śmiertelnik z pewnością pomyślałby o mitologicznej hydrze i miałby poniekąd rację, tylko tyle, że takich hydr jest na świecie wiele tysięcy. Kiedyś mnie zaatakowały takie dwie… ale to już inna historia.
  Najbardziej dziwiło mnie, że Harry i Annabeth mieli broń. Annabeth strzelała z łuku, a Harry walczył mieczem. Jason biegał wokół potwora i dość prymitywnie go gryzł. Widziałam, że Harry celuje w jedną z głów.
  -NIE!- krzyknęłam. Wyciągnęłam mój miecz z pochwy i zablokowałam nim cios Harry’ego. Mój przyjaciel spojrzał na mnie zdezorientowany.
  -Hydrze NIE WOLNO odcinać głowy! Na jej miejsce wyrastają DWIE nowe!- pouczyłam go kładąc nacisk nie niektóre słowa. Cięłam w tułów kreatury chcąc go trochę ogłuszyć, jednak nie wiele to dało. Hydra denerwowała się jeszcze bardziej i zionęła ogniem. Próbowałam sobie przypomnieć jak kiedyś pokonałam aż dwa potwory.
  -Ogień!- krzyknął Jason z drugiej strony Sali, w której się znajdowaliśmy. Właśnie! Żeby pokonać hydrę trzeba uciąć głowę, a następnie podpalić jej szyję. Schowałam miecz.
  -Zajmijcie ją! Kiedy dam znak odetnij jej jedną z głów Harry!- wrzasnęłam i pobiegłam do płonącego drewnianego stołu.
  -Teraz!- krzyknęłam. Harry natarł na hydrę i odciął głowę, która była najbliżej mnie. Skoczyłam na krwawiącą zieloną krwią szyję, podpaliłam ją i szybko zeskoczyłam z kreatury. Powtórzyliśmy to jeszcze z trzema głowami, tak że została tylko jedna, ale za to największa.
  -Jason, chodź tu!- krzyknęłam w jego stronę. Z prędkością światła przybiegł do mnie.- Weź blat stołu, a kiedy ja i Harry odetniemy łeb podpal szyję, tylko szybko!- powiedziałam mu. Kiwnął w odpowiedzi głową. Pobiegłam do Harry’ego.
  -Dobra, to na trzy!- powiedział mi.- Jeden… dwa… TRZY!- wrzasnął i skoczyliśmy razem na potwora. Odcięliśmy łeb z pewnym oporem, ale się udało. Odskoczyliśmy na bok, a na szyi potwora siedział już Jason podpalając ją. Szybko zszedł z kreatury i podszedł do nas. Tak jak się spodziewałam hydra i wszystkie jej głowy rozwiały się w popiół. Przybiłam z chłopakami piątkę i chcieliśmy już wychodzić, kiedy usłyszeliśmy jęki z drugiej strony sali. Zapomnieliśmy o Annabeth!
______________________________
Głupia ja, głupia ja, GŁUPIA JA! Zapomniałam zupełnie o tym blogu ;c A po za tym nie miałam za dużo czasu i weny :/ Bardzo, bardzo, bardzo Was przepraszam ;( Znowu Was zawiodłam :( Ale, co się stało, to się nie odstanie ;P Rozdział dodany, będę się bardziej starać. Jak myślicie, Annabeth przeżyje? I jeszcze jedno pytanie: denerwuje Was to, że opowiadanie zeszło na bardziej... wojowniczy styl? Kiedy pisałam pierwszy rozdział miałam co do tego opowiadanie inne zamiary, ale teraz lepiej pisze mi się w takich klimatach ;D Proszę o szczere odpowiedzi ;)
I love you all!
Agata ;*

piątek, 1 lutego 2013

8. Strach ma wielkie oczy


  Minotaur. Myślałam zawsze, że na świecie są bardziej… realistyczne stworzenia.  Spojrzałam na Alice. Jej oczy stały się czerwone, jedna noga była wielka, owłosiona i zakończona kopytem, a druga była ze stali.
  -Empuza…- szepnęłam sama do siebie. Pani Beckendorf wyrzuciła za siebie tacę, na której byłą porcelanowa zastawa z herbatą. Spojrzałam na resztę moich przyjaciół. Wszyscy stali jak wryci, ale na twarzach chłopaków widziałam zachwyt. Jedna z umiejętności empuzy, pomyślałam. Spojrzałam na demonicę. Utrzymywała kontakt wzrokowy z chłopakami.
  -Dziewczyny, bierzcie chłopaków i uciekajcie!- krzyknęłam pospiesznie. Podbiegłam do Jasona i chwyciłam go pod rękę, próbowałam ruszyć w kierunku drzwi, ale mój przyjaciel był za ciężki. Spojrzałam na dziewczyny, które były już przy wyjściu, a Philip i Harry również byli w pełni sił.
  Rozejrzałam się bezradnie. Zauważyłam zawieszony na ścianie miecz w pochwie. Rzuciłam reszcie szybkie „Uciekajcie…!” i chwyciłam ostrze. Wyciągnęłam miecz z pochwy, przyjęłam gardę i… no właśnie. Nie miałam zielonego pojęcia co robić. Empuza podchodziła coraz bliżej Jase’a, a „Henry” skierowany w moją stronę tarł kopytem w podłogę. Przełknęłam ślinę i przesunęłam się w stronę tej pierwszej.
  -Ej, brzydulo!- krzyknęłam, żeby zwrócić jej uwagę na mnie. Demonica zerwała kontakt wzrokowy z Jasonem i odwróciła się do mnie. Zerknęłam kątem oka na mojego przyjaciela. Był w lekkim szoku, ale spojrzał na mnie i kiwnął głową.
  Natarłam na Alice. Cięłam, ale była zbyt szybka. Czekałam na reakcję chłopaka. Walczyłam z roześmianą kreaturą jeszcze chwilę. Nagle się odsunęła. Uśmiechnęłam się myśląc, że wygrałam walkowerem, ale zostałam odepchnięta do tyłu przez Jasona. Dosłownie centymetr przed moim nosem przebiegł pan Beckendorf.
  -Chodź!- krzyknął i pociągnął mnie za sobą z zabójczą prędkością. Wziął mnie na ręce i zbiegliśmy szybko po schodach. Uciekliśmy z budynku. Kiedy zatrzymaliśmy się około kilometr dalej przypięłam pochwę do paska i wsadziłam do niej miecz. Rozejrzałam się dokoła. Byliśmy w zupełnie innej części miasta.
  -Gdzie nauczyłaś się tak walczyć?- zapytał nagle Jason. Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam na jego skroniach krople potu. Ponownie się zdziwiłam, ale w Dreamerii wszystko jest możliwe.
  -Przez pięć lat ćwiczyłam szermierkę i walkę na miecze– odpowiedziałam wzruszając ramionami.- Lepiej znajdźmy resztę. W ogóle gdzie jesteśmy?
  -Jesteśmy w zachodnich przedmieściach Dreamerii. Tutaj niedaleko jest mój dom. To znaczy… mój były dom- powiedział beznamiętnie.- Reszta najprawdopodobniej poszła na północ, bo stamtąd przyszliśmy. Odpocznijmy chwilę u mnie i ruszymy na północ.
  Pokiwałam głową. Dopiero teraz poczułam, że bolą mnie wszystkie mięśnie i mam nierówny oddech.
  -Więc prowadź- rzekłam.  Ruszyliśmy przez wąską uliczkę między dwiema kamienicami. Weszliśmy do jednej z nich. Przeszliśmy na trzecie piętro.
  Kiedy weszliśmy do mieszkania wiedziałam już, że czeka na nas kolejna przygoda. Chwyciłam za miecz.
  Na podłodze spał troll, a z sąsiedniego pomieszczenia słychać było trzaski. Jason obnażył kły i podszedł do trolla.
  -Żyje- powiedział mi i uśmiechnął się. Zdziwiłam się trochę, ale za chwilę doznałam jeszcze większego szoku, ponieważ Jase zaczął cucić śpiącego. Kiedy troll otworzył oczy Jason uśmiechnął się jeszcze szerzej i pomógł mu wstać.
  Myślałam, że oszalał, więc wycelowałam w tę dwójkę miecz, ale mój przyjaciel tylko się zaśmiał.
  -Jenny, poznaj mojego byłego współlokatora, George’a. I prosiłbym cię, żebyś schowała miecz bo George nie lubi ostrzy- powiedział mi z uśmiechem wampir. Wytrzeszczyłam oczy i schowałam ostrze. Myślałam zawsze, że trolle są straszne i nieprzyjazne. George wyciągnął do mnie rękę, którą niechętnie i z udawanym uśmiechem uścisnęłam.
  -Może ja pójdę po Elizę, a wy usiądźcie na kanapie- rzekł z uśmiechem były współlokator Jasona. Rozejrzałam się po obszernym pokoju i zauważyłam starą sofę. Niepewnie do niej podeszłam i usiadłam. Tak jak się spodziewałam buchnął z niej kurz.
  Jason usadowił się obok mnie i rozkojarzonym wzrokiem oglądał swoje byłe mieszkanie. Widać było, że bardzo za nim tęsknił.
  Do pokoju wszedł George z Elizą. Eliza, jak zauważyłam cyklopicą, ale mimo to była ładna.
  -Od jak dawna tutaj jesteście?- zapytał George.
  -Kilka godzin- odpowiedział Jason.- Co stało się z Dreamerią?- wypalił mój przyjaciel.
  -To dosyć dziwna historia- zaczęła El.- Nie wiem czy mieliście przyjemność- zakreśliła w powietrzu cudzysłów- poznać państwa Beckendorf?- Pokiwaliśmy niepewnie głową.- Wybraliśmy Henry’ego na burmistrza, co było największym błędem jaki mogliśmy popełnić. Jak wiesz, Jasonie burmistrz dostaje dodatkową moc. Wszyscy jak do tamtych wyborów żyliśmy w przyjaźni i zgodzie, ale Beckendorf pod wpływem swojej żony w trzecim roku swojej kadencji posunął się o krok za daleko. Chciał, aby wszystko było w idealnym stanie. Empuzy były wiecznie piękne, wilkołaki były mniej owłosione, cyklopi mieli dwoje oczu. Innymi słowy- chciał wszystko uczłowieczyć. Ale takie zaklęcia wymagają bardzo dużej mocy, większej niż miał burmistrz. Kiedy chciał z żoną zrealizować swój plan wyssał prawie całą energie z naszej krainy. Pozostały same ruiny i tylko najobrzydliwsze potwory.- Spuściła głowę. Domyśliłam się, że skoro przeżyła była uznawana za jednego z „najobrzydliwszych potworów”.- Niektórzy zdążyli się ukryć lub uciec, kiedy zaczęła się zagłada. Beckendorf zbytnio się nie przejął. Wycieńczony wrócił do domu i od tamtej pory stamtąd nie wychodzi. Niektórzy są na jego posługi, mieliśmy tutaj kilka kontroli. Gdyby tylko inni się zmobilizowali i poszli na wybory można by uratować to miejsce, ale wszyscy, nawet po setkach lat, są zbyt wystraszeni. Nic nie możemy na to poradzić- skończyła swój monolog. Westchnęła głęboko, a z jej jedynego oka poleciała pojedyncza łza.
  Chciałam ją jakoś pocieszyć, ale usłyszeliśmy wybuch dobiegający z północy miasta.

__________________
Hej, przepraszam za tak długą nieobecność, ale brak internetu -,- Szczerze, to nie podoba mi się ten rozdział, ale pozostawiam ocenę Wam :D
I love you all!
Agata ;*

sobota, 19 stycznia 2013

Liebster Award

Dostałam nominację do Liebster Award od AnanaseQ ( AnanaseQ- blog )
1. Ulubiony aktor/aktorka?
Hmm... Meryl Streep ;D
2. Jesteś wegetarianinem?
Nieee ;P Kocham jeść mięso, no ale kocham też zwierzęta :/
3. Zakochałaś się kiedyś w sławnej gwieździe?
Mhm, tak xD
4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Uczyć się grać na gitarze :D
5. Co cię zainspirowało do pisania bloga?
Nie wiem, tak jakoś wyszło, że z nudy kiedyś zaczęłam pisać jakieś opowiadanie (miałam... 10 lat?), a po kilku latach zaczęłam pisać coś innego i publikowałam ;D
6. O czym starasz się pisać posty?
Piszę opowiadanie, więc to raczej oczywiste xD
7. Masz jakieś postanowienie noworoczne?
Nieee ;P
8. Wolisz mieć wszystko zaplanowane czy na ostatnią chwilę?
Nie mam zdania ;D
9. Wolisz facebooka czy twittera?
Oba są na odpowiednim poziomie ;3
10. Ile czasu poświęcasz nauce, a ile bloggowaniu?
Nauce poświęcam jakoś trzy godziny...? Blogowanie zajmuje mi stanowczo mniej czasu ;P
11. Jaki masz kolor włosów?
Jestem szatynką, czyli takie brązowe ;>

Bardzo dziękuję za nominację, jednak ja nie będę nikogo nominować, przepraszam ;(
Przy okazji chciałam powiedzieć jeszcze dwie rzeczy:
1. Nie będzie nowego rozdziału do końca stycznia raczej :/ Nie będę miała czasu pisać :(
2. Jest już ponad 500 wejść! Bardzo Wam dziękuję!

I love you all!
Agata ;*

poniedziałek, 14 stycznia 2013

7. Będzie kolorowo, nie ma co


  Kiedy się odwróciłam ujrzałam… Właściwie, to co ja ujrzałam? Wszędzie były spalone, zwęglone budynki. Droga, niegdyś, jak to opowiadał Jason, piękna i brukowana, teraz była zaśmiecona, szara i miała wiele dziur.
  Ponownie spojrzałam na Jasona. Teraz widziałam na jego policzkach obfite łzy. Wytrzeszczyłam oczy. Przecież wampiry nie mogą płakać.
  -Jase, jakim cudem ty płaczesz?- zapytałam kładąc mu rękę na ramieniu.
  Odwrócił w moją stronę zapłakane oczy.
  -To Dreameria, tutaj można żyć jak normalnie ludzie… no, prawie.
  -Co tu się stało?!- krzyknął głośno Philip, kiedy przeszedł przez drzwi.
  -Nie mam zielonego pojęcia- wymamrotałam.
  -Chodźmy- rzekła Sam wychodząc naprzód.
  Ruszyliśmy zgodnie za nią. Jason wlókł się na końcu. Zrównałam się z nim.
  -Jason- zaczęłam,- nie martw się. Na pewno da się coś z tym zrobić.
  -Zauważ- ryknął na całe gardło,- że tutaj nic nie jest w porządku! Nikogo tu nie ma! Wszystko jest szare i brzydkie! A my mamy tutaj zostać przez rok!
  -Ej!- krzyknęłam do niego.- Uspokój się! Wszyscy są tutaj po twojej stronie i mimo, że wszystko jest jakie jest, nie masz prawa się na mnie wydzierać!- odparowałam mu pięknym za nadobne.
  Zatrzymał się jak wryty. Spojrzałam na niego z gniewem i ruszyłam do przodu. Gniew rozpierał mnie od środka. Po paru sekundach się uspokoiłam. Usiadłam na brukowanej ulicy i zaczęłam… płakać. Te słone krople nie leciały po moich policzkach od tak wielu lat. Dreameria to bardzo wspaniałe miejsce, a ktoś lub coś to miejsce zniszczyło. Rozpaliła się we mnie chęć odnalezienia tego czegoś.
  Płakałam dalej. Wkrótce obok mnie zjawił się Jason.
  -Przepraszam- wymamrotaliśmy równocześnie i zaśmialiśmy się cicho. Jase pomógł mi wstać. Otarłam łzy i podeszliśmy do reszty. Podzieliłam się z nimi moimi przemyśleniami.
  -Masz rację, Jenny- rzekł Jason chcąc załagodzić jeszcze bardziej nasz wcześniejszy konflikt.-  Mamy cały rok.
  -Macie jakiś pomysł jak rozpocząć akcję ratunkową?- zapytał Harry.
  -Może wejdźmy do jakiegoś budynku?- zaproponowała Christie.
  -To dobry pomysł- przytaknął jej Jason.- Zacznijmy od ratuszu. Chodźcie za mną.
  Jason ruszył wąską dróżką w głąb miasta. Po paru minutach ujrzeliśmy wielki budynek, posiadający chyba sto pięter. Był tak samo szary i zniszczony jak pozostałe budowle, ale jednak wciąż robił duże wrażenie. Posiadał wielkie kolumny stworzone w stylu korynckim. Drzwi, kiedyś potężne dębowe były połamane.
  Po raz kolejny tego dnia spojrzałam na Jasona. Na jego twarzy malował się ból.
  Jako pierwsza ruszyłam w stronę ratuszu. Pchnęłam drzwi lekko, aby nie połamały się do reszty. Wnętrze budynku było spalone i zakurzone. Wszędzie walały się różne połamane przedmioty i meble.
  Postanowiliśmy wejść wyżej. Na kolejnych pięciu piętrach było to samo.
  Jednak, kiedy doszliśmy na szóste piętro ujrzeliśmy coś, co nas totalnie zaskoczyło. Pokój był piękny i odnowiony. Krzątała się tam uśmiechnięta kobieta. Nie wiem jakim była magicznym stworzeniem, ale była bardzo blada. Być może była wampirem.
  -Och, mamy gości!- zawołała kiedy nas zobaczyła.- Wchodźcie kochani, wchodźcie!
  Niepewnie przeszliśmy kilka kroków.
  -Znasz ją?- szepnęłam do Jasona.
  -Nie, widzę ją pierwszy raz w życiu- odszepnął mi szybko, bo kobieta zbliżyła się do nas.
  -Siądźcie sobie, mój mąż wkrótce się zjawi- zaświergotała przesłodzonym głosikiem. Ostrożnie podeszliśmy do kanapy i usiedliśmy. Myślałam, że polecą z niej chmury kurzu, jednak sofa była odkurzona, czysta i pachnąca.
  -Może czegoś się napijecie, kochani?- zwróciła się do nas ponownie kobieta.
  -Nie, dziękujemy- wydusiłam z siebie.- Kim pani jest?- odważyłam się zapytać.
  -Och, rzeczywiście! Gdzie się podziały moje maniery?! Jestem Alice Beckendorf, żona burmistrza Henry’ego Beckendorfa.
  -Co stało się z miastem, pani Beckendorf?- zapytał Jason. Widziałam, że ożywił się od razu.
  -Och, nie wiecie, kochaneczki? To bardzo straszne i nie chcę o tym mówić. Mój mąż może wam wszystko powie, ja nie potrafię- powiedziała ze skruchą w głosie.
  -Ale… czy ktoś oprócz pani i pana burmistrza jest w mieście?- zapytał z niepokojem Jason.
  -Kochany, nie mam żadnego pojęcia. Nie wychodzimy z Henrym z domu już od kilkudziesięciu lat- rzekła, a ja wyczułam, że łże jak pies. Nagle podskoczyłam ponieważ usłyszałam ciężkie kroki.
  -Och, to na pewno mój mąż!- powiedziała z uśmiechem.- Chodź do nas kochanie!- krzyknęła.
  Wkrótce w drzwiach pojawił się ktoś tak przerażający, kogo bał się nawet Jason.
_______________________________
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział ;/ Ale ocenę pozostawiam Wam.
Pod poprzednim rozdziałem został pobity chyba jakiś rekord, bo były aż trzy komentarze! Ale wydaje mi się cały czas, że tylko tamte trzy osoby czytają moje opowiadanie. I miałabym do Was wielką prośbę, udostępniajcie mojego bloga! Z góry dziękuję ;)
I love you all!
Agata ;* 

środa, 9 stycznia 2013

6. To wampiry płaczą?


  Wgramoliliśmy się do tunelu. Było dość ciasno, więc musieliśmy się czołgać. Ja i Jason weszliśmy ostatni i zamknęliśmy wejście. Po dziesięciu metrach mogliśmy w końcu wstać.
  Przed nami było rozwidlenie dróg.
  -Którą mamy iść?- zapytałam Jasona. On popatrzył na mnie przez chwilę, a potem zaczął liczyć swoje kroki do każdego z wejść. Liczył tak dwadzieścia minut.
  -Idziemy prawym- odezwał się wreszcie. Skierowaliśmy się do otworu znajdującego się po prawej stronie.
  -Jason!- zawołałam go, pięć minut po wejściu.
  -O co chodzi, Jenny?- zapytał zwalniając kroku.
  -A co jeśli nie dojdziemy do Dreamerii w ciągu dwóch dni tylko zajmie nam to więcej czasu?- spytałam pełna obaw.
  -Nic. Właśnie o to chodzi w tej podróży. Nie da się nie dojść tam nie przechodząc dokładnie czterdziestu ośmiu godzin. To jest urok Dreamerii. Właściwie to możemy tutaj rozbić obóz i czekać czterdzieści godzin, a później iść tylko nie całe osiem godzin, a le ja byłbym za tym, żeby iść- odpowiedział z uśmiechem.
   -Dlaczego nie chcesz żebyśmy się zatrzymali?- zapytałam. Odpowiadałoby mi gdybyśmy mieli iść tylko kilka minut, na przykład.
   -To dość skomplikowane, Jen. Kiedy idziemy nie widzimy, że tunel się przesuwa, bo idziemy równo z nim. To trochę tak jakbyś biegła na bieżni. Gdybyśmy się zatrzymali nie siedzielibyśmy sobie spokojnie w miejscu. Siedlibyśmy a podłoże pod nami przesuwałoby się. Uwierz mi, że jest tu wiele pułapek, których nie zdołalibyśmy pokonać rozbijając obóz. Kiedy byłem w Dreamerii wiele różnych istot opowiadało mi jak się tam dostało. Niektórzy szli i szli, a inni  rozbijali osób. Ale później wracali pojedynczo, bo… bo ich towarzysze często ginęli. Dlatego wolę, żebyśmy cały czas szli, bo nie chcę żeby ktokolwiek z moich przyjaciół spadł do Nieskończonej Przepaści- opowiedział mi przeskakując wielki kamień.
  -Nieskończona Przepaść?- zapytałam marszcząc czoło.
  -Spadasz i spadasz. Nic więcej. Jakby ludzie tam wpadli, to w końcu by umarli, ale my jesteśmy nieśmiertelni- powiedział, a ja się przeraziłam. Od razu zaczęłam zwracać większą uwagę na to, czy nie ma na naszej drodze żadnych pułapek.
  -Nie przejmuj się- pocieszył mnie Jase, klepiąc po ramieniu.
  Minęliśmy kolejne pięć rozwidleń. Za każdym razem Jase powtarzał ten sam rytuał wybierając przejście. Opowiadał mi jak wspaniale jest w Dreamerii, a jednak kiedy doszedł do końca opowieści i chciał mi powiedzieć dlaczego stamtąd odszedł głos mu się załamał i przeszedł do samej powrotnej podróży.
  -Wraca się tylko 10 sekund! Wspaniała sprawa, że takie coś istnieje!- powiedział mi.   Gadaliśmy jeszcze o jego przyjaciołach z Dreamerii, kiedy do naszych uszu doszedł krzyk. Odwróciliśmy się gwałtownie i zobaczyliśmy wielką dziurę w przejściu, która już powoli się zasklepiała. Przy krawędzi zobaczyłam też palce. Podbiegliśmy z Jasonem. Schyliliśmy się i ujrzeliśmy Sam, a pod nią, jak podejrzewałam, Nieskończoną Przepaść. Dziura prawie się zasklepiła kiedy zaczęliśmy wyciągać Samanthę. Zdążyliśmy wyciągnąć jej stopę ułamek sekundy przed zniknięciem przepaści. Moja przyjaciółka przytuliła się do mnie i podziękowała.
  -Uważajcie gdzie stajecie. Jeśli widzicie mały kamyk wbity w ziemię nigdy przenigdy na niego nie nachodźcie, jasne?- przestrzegł ich wampir.
  Spojrzałam na zegarek. Szliśmy już dwadzieścia dziewięć godzin! Nie wierzyłam, że cały ten czas nie wpadliśmy w pułapkę do wypadku Sam. I te bite dwadzieścia dziewięć godzin przegadałam z Jasonem…
  Ruszyliśmy dalej. Tym razem nikt się nie odzywał. Było słychać tylko nasze kroki. Wszyscy patrzyli bacznie pod nogi, aby tylko nie nastąpić na „fałszywy kamień”, jak to powiedział Philip.
  Po dokładnie trzech godzinach atmosfera się rozluźniła i ponownie zaczęliśmy wszyscy rozmawiać.
  Przez resztę podróży nie napotkaliśmy żadnych trudności. Jason zjadł prawie wszystkie steki jakie mu przygotowałam, a jadł je tak obleśnie, że musiałam go dosyć często upominać.
  Śmiejąc się z kawału Annabeth zatrzymałam się jak wryta. Przed nami szerzył się wielki wąwóz, który miał co najmniej dwadzieścia metrów. Wszyscy zaczęliśmy wydawać okrzyki zaskoczenia, oprócz Jasona, oczywiście.
  -No to nasz podróż się kończy- powiedział z uśmiechem, przez co wszyscy spojrzeli na niego z przerażeniem.- Nie w tym sensie! Jesteśmy prawie na miejscu! Teraz musimy dostać się do Dreamerii, pokażę wam jak to zrobić.
  Przeprosił mnie i Annabeth, a następnie podszedł do krawędzi urwiska. Zamknął oczy i zamyślił się na chwilę. Wystawił jedną nogę przed siebie. Myślałam, że oszalał, ale kiedy tylko opuścił nogę w dół pojawił się przed nim solidny most, przez  który bez problemu przeszedł na drugą stronę, gdzie znajdowały się… drzwi. Najnormalniejsze drzwi takie jak do biura.
  -Teraz wy!- krzyknął do nas.- Tylko pojedynczo! Najpierw dziewczyny. Jen, chodź.
  Powtórzyłam wszystko to co zrobił Jason. Po chwili byłam po drugiej stronie. Po mnie przyszli Annabeth, Sam, Christie i Harry. Philip wciąż stał przed przepaścią.
  -Philip, po prostu uwierz- krzyknęłam do niego. Pokiwał głową i zamknął oczy. Zrobił krok do przodu. Kiedy dochodził już do nas, most nagle się zawalił. Philip złapał się Harry’ego przez co obaj wisieli na półce skalnej pięć metrów pod nami.
  -Nie ruszajcie się- powiedział nam Jason i zaczął schodzić po chłopaków. Kiedy weszli już na górę wszyscy spojrzeliśmy wymownie na Philipa.
  -Przepraszam- wymamrotał.
  -Dobra, to i tak teraz nie ważne, stary. Ważne, że jesteśmy wszyscy- pocieszył go Harry.
  -No to jak? Kierunek Dreameria?- zapytała Sam stojąc przy drzwiach. Odpowiedzieliśmy jej chóralnym „tak”. Weszliśmy za drzwi. Zanim jednak rozejrzałam się po Dreamerii spojrzałam na Jasona. Wyglądał jakby chciał płakać, ale nie ze szczęścia, tylko ze smutku. Odwróciłam głowę w kierunku krainy.
___________________________
Witam po mojej dosyć długiej nieobecności ;D Jak sądzicie, co zobaczyła Jen? Odpowiedzi w komentarzach <3
I love you all! 
Agata ;*
Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/strzalki/strzalki/angelcursor.cur