poniedziałek, 31 grudnia 2012

5. Podróż do Big Bena


  Właśnie szłyśmy z Sam do spożywczaka.  Myślałam cały czas o naszej wyprawie do Dreamerii. Mamy tam być rok, a Kate nie chce z nami iść. Przecież nie zostawimy jej samej na dwanaście pełni…
  -Ale ja jestem głupia!- krzyknęłam, że aż ludzie się na mnie dziwnie popatrzyli. Sam podniosła jedną brew do góry.
  -O co ci chodzi?- zapytała po cichu.
  -O to, że nie musimy zostawiać Kate na rok samej ani nie musi iść z nami do Dreamerii!
  -Jak to? Chcesz ją zostawić?!
  -Tak! Ale zapomnieliśmy o tym co mówił Jase!
  -Nie wiem jak ty, ale ja mam dobrą pamięć.
  -Chyba najwyraźniej nie!
  -To mnie oświeć!- krzyknęła Sam z wyrzutem.
  -Sami, spokojnie. Chodzi o to, że rok w Dreamerii to minuta w naszym świecie!- powiedziałam z uśmiechem. Sam rozpromieniła się. Pobiegłyśmy do spożywczaka i szybko wróciłyśmy do domu, aby to wszystkim powiedzieć.
  Weszłyśmy do domu. Z szybkością wampira zdjęłyśmy buty i potruchtałyśmy do salonu. Kiedy wbiegłam do pokoju wpadłam na Jasona.
  -Możemy zostawić Kate w domu!- krzyknęłam do niego z uśmiechem.
  -Jak to?- zapytał podnosząc brew.
  -No… normalnie. Przecież jeden rok w Dreamerii to jedna MINUTA w naszym świecie!- powiedziałam mu kładąc nacisk na słowo „minuta”.
  -Masz rację!- krzyknął z uśmiechem i przytulił mnie bardzo, bardzo mocno. Odwzajemniłam jego przyjacielski uścisk. Kiedy się wyswobodziłam z jego ramion pobiegłam do kuchni gdzie siedziała Kate.
  -Nie musisz z nami iść do Dreamerii! Tam jeden rok to jedna minuta tutaj!- krzyknęłam do niej. Po raz kolejny zostałam wyściskana.
  -Nie muszę z wami iść, mogę tutaj zostać! Nie muszę z wami iść…- zaczęła śpiewać Kate. Zaintrygowała mnie dlaczego tak się cieszy, ale postanowiłam o to nie pytać, żeby nie psuć jej humoru.

  Była 23:30. Właśnie pakowałam ostatniego steka do torby.
  -Jenny, musimy już iść, bo nie zdążymy- ponaglała mnie Sam.
  -Już, właśnie kończę- odpowiedziałam zasuwając torbę.
  Wyszłyśmy z kuchni. Podałam pakunek Jason’owi.
  -Czyli podsumowując: będziecie szli przez dwa dni i dwie noce przez jakiś tunel, a potem spędzicie z mojego punktu widzenia minutę w Dreamerii, tak?- zapytała po raz kolejny Kate.
  -Tak!- odpowiedzieliśmy zniecierpliwieni.
  -No to wiecie… miłej podróży- powiedziała nam, kiedy wychodziliśmy. Pomachaliśmy do niej i ruszyliśmy w kierunku Big Bena.
  -Jen?- zapytał Jason nagle, że aż podskoczyłam
  -Jase! Wystraszyłeś mnie!- krzyknęłam łapiąc się za moje nie bijące serce.
  -Nie jestem pewien czy zdążymy na czas dojść do Big Bena. Lepiej by było gdybyśmy poczekali do północy w Big Benie, a nie spóźnili się. Gdybyś tylko mi pozwoliła wziąć was wszystkich na ręce i użyć wampirzej szybkości…- powiedział Jase zwieszając głowę.
  -Nie rozumiem cię! Przecież nie mieszkamy znowu tak daleko. Nie męczymy się, więc nie widzę przeszkód, żebyśmy poszli trochę szybciej zamiast używać twojej wampirzej szybkości- odpowiedziałam zdenerwowana. Od pełni nie lubiłam tego jego daru, mimo że uratował mi „życie”.
  -Ale Jen, proooszę!- rzekł składając ręce jak do modlitwy.
  -Niech ci będzie- powiedziałam machając ręką.
  -Juhu!- krzyknął i pocałował mnie w policzek. Gdybym mogła zarumieniłabym się.
  Wziął mnie na ręce i zaczął biegać z zawrotną szybkością biorąc resztę naszych towarzyszy na barki. Kiedy zebrał wszystkich pobiegł do Big Bena. Po chwili byliśmy na miejscu.
  -Jest dopiero za piętnaście, Jason!- krzyknęła zdenerwowana Sam stojąc przed wejściem
  -Oj tam, oj tam!- powiedział James otwierając nam drzwi.
  Weszliśmy po cichu do środka. W pomieszczeniu zauważyliśmy strażników. Schowaliśmy się za filarem.
  -Złapcie się mnie wszyscy, ale tak żeby nikt nie dotykał nogami do podłogi- szepnął Jase.  
  Wszyscy się jakoś uczepiliśmy. Jason sprawdził chyba czy drzwi do pokoju z tunelem są otwarte i ruszył pędem między strażnikami. W drugim pomieszczeniu na szczęście nikogo już nie było. Podłoga była wyłożona marmurem, a na ścianach zawieszone były obrazy. Nigdzie nie mogłam dostrzec tajemnego przejścia.
  Jednak Jason podszedł do największego obrazu i z łatwością zdjął go ze ściany. Zauważyliśmy wszyscy klapę, która sama się otworzyła. Ciągnął się tam tunel, który wydawał się, że nie ma końca. Podziwialiśmy go bez najmniejszego dźwięku.
  -No to włazimy- przerwałam ciszę.
_______________________________
Hej! Dzisiaj kiedy pisałam końcówkę rozdziału zorientowałam się, że zmieniłam imię jednego z bohaterów! Bardzo przepraszam, ale James pozostanie już Jason'em. Boli mnie to, że nikt już nie wchodzi na tego bloga :/ Jeżeli ktokolwiek go odwiedza, proszę zostawcie po sobie komentarz; cokolwiek: kropkę, serduszko, przecinek. Chcę wiedzieć, czy jest sens dalej to ciągnąć. Byłabym bardzo wdzięczna gdyby ktoś polecił mój blog na swoim lub jakkolwiek go "rozsławił" ;P No i co by tu jeszcze... wprowadzę małe zmiany na blogu, m. in.: dodam ankietę, obserwatorów i podstronę "Wasze blogi".
Przepraszam za wszystkie błędy interpunkcyjne, jak również gramatyczne i stylistyczne.
I love you all!
Agata ;* 

niedziela, 23 grudnia 2012

4. Dreameria


  -To świetny pomysł Jason!- powitał mnie krzyk Sam.
  -Co znowu za pomysł?- zapytałam wchodząc do pokoju.
  -Rozmawialiśmy o tym, że jesteśmy odrzucani przez społeczeństwo, nie możemy nigdzie normalnie przebywać, więc…- zaczął Philip.
 -Więc Jason zaproponował, żebyśmy się przenieśli do Dreamerii!- przerwała mu Sam.
  -A Dreameria to…?- zapytałam unosząc brew.
  -To magiczny świat, w którym żyją zombie, wilkołaki, wampiry, czarodzieje, centaury i wiele, wiele innych magicznych istot –odpowiedział mi Jason.- Kiedyś tam mieszkałem, ale później wróciłem do ojczystego wymiaru.
  -Jak tam jest?- zadałam kolejne pytanie.
  -Idealnie! Wszyscy się ze wszystkimi znają, można bez żadnych przeszkód chodzić po ulicach, po prostu raj!- powiedział Jason.
 -Szczerze powiem, że to kuszący pomysł. Jak można się tam dostać?
 -Musielibyśmy iść do Big Bena o północy. Jest tam tajemne przejście. Trzeba wędrować dwa dni i dwie noce, aż dojdzie się do przepaści. Musielibyśmy uwierzyć, że nic nam nie będzie i postawić krok do przodu myśląc „Nic mi nie będzie, nic mi nie będzie…”. I ta-da, jesteśmy w Dreamerii!
  -Jak dla nas, zombie nie ma problemu, ale ty i Kate potrzebujecie jedzenia. Musielibyśmy zrobić duuuuże zapasy steków i hmm… Co lubisz jeść Kate, co nie wymaga gotowania?
  -No… nie wiem. Zjem wszystko co mi dasz. To mogą być owoce, warzywa, słodycze. Cokolwiek.
  -To możemy iść teraz do sklepu zrobić zapasy i przed północą idziemy do Big Bena- powiedziałam z uśmiechem, na co wszyscy wytrzeszczyli na mnie gały.
  -No co?!- zapytałam ze złością.
  -Naprawdę się zgadzasz?- spytała Christie.
  -A czemu nie? Chyba w każdej chwili możemy tu wrócić, prawda Jase?- zwróciłam się do wampira.
  -Jase? A co to za zdrobnienie?- zapytał wystawiając kły.
  -Masz problemy! Odpowiesz mi na pytanie?
  -Powrót nie jest taki łatwy. Jak już przejdziemy do innego wymiaru musimy tam pozostać rok zanim portal ponownie nas przepuści- odpowiedział wyciągając się na krześle.
  -Tutaj widzę pewien problem. Czas biegnie tam tak samo jak na Ziemi?
  -Nie. Tam jeden rok to minuta w naszym świecie. Tam czas płynie o wiele, wiele wolniej.
  -Jakby było coś nie tak w tej twojej Dreamerii mogłoby być źle, gdybyśmy tam utknęli aż na rok. Jest jakiś sposób komikowania się między wymiarami?- zapytałam po raz ostatni.
  -Jak tam byłem wszyscy sądzili, że nie, ale raczej i tak nikt nie chciał tego patentować, bo nikt nie tęsknił za Ziemią, z której został wygnany.
  -Dobra, kto idzie ze mną do mięsnego?- zapytałam, podejmując tym samym decyzję, że spędzimy rok w innym wymiarze, o którym nikt oprócz Jase’a nie miał pojęcia.
  -Tylko, że ja…- zaczęła Kate- ja nie mogę iść z wami. Mam tu siostrę.
  -Ale Kate, przecież ona cię nie kocha i sama sobie nie poradzisz z pełniami- powiedziała Anabeth przytulając ją do siebie.
  -W Dreamerii są specjalne kursy dla młodych wilkołaków…- powiedział sucho, niby od niechcenia Jason.
  -Nie, nie mogę- powiedziała Kate zwieszając głowę.
  -Sama sobie nie poradzisz! Co zrobisz podczas pełni?! Pójdziesz na miasto zabijać ludzi albo do domu dziecka po swoją siostrę?! Nie pozwalam ci tu zostać!- wybuchłam.
  -Dobrze, pójdę z wami- powiedziała zmieszana.
  -Sam, idziesz ze mną do mięsnego?- zwróciłam się do przyjaciółki.
  -Okej.
  Założyłyśmy buty i wyszłyśmy po nasze zapasy.

* Jase- czytaj Dżejs
Dreameria- czytaj Drimerja z angielskim akcentem
_____________________________________
Cześć, jak widzicie wzięłam się za tego bloga ;) Jak myślicie co stanie się Dreamerii, kiedy główni bohaterowie się tam przeniosą? Czy Jason i Katherine znowu będą ze sobą? Cóż, odpowiedzi na te pytania udzielę Wam już wkrótce :D Jakbyście mogli polećcie mój blog swoim znajomym, na swoich blogach i stronach 

piątek, 14 grudnia 2012

3. Status społeczny


  Kiedy pełnia się skończyła Katy wróciła do siebie. Znów zachowywała się normalnie, choć na Jasona patrzyła z nienawiścią. W jej oczach można też było dostrzec ulgę. Chyba cieszyła się że mu wyznała co naprawdę do niego czuła. A czuła do niego czystą nienawiść. Sama nie wiem jak można udawać miłość do osoby której się nienawidzi.
  Siedzieliśmy właśnie w kuchni gdzie Jason i Kate jedli śniadanie. Siedzieli daleko od siebie posyłając sobie mordercze spojrzenia. W Jasonie widać jednak było że czuje rozpacz z powodu utraty dziewczyny. Musiał czuć do niej coś głębokiego, jednak teraz to uczucie zostało zasłonięte przez nienawiść do jej osoby.
  Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk. Wszyscy zerwali się ze swoich miejsc i pobiegli do sypialni dla gości. No tak- obudziła się ta dziewczyna. Wczoraj stwierdziliśmy we troje że chyba nic jej nie jest i że obudzi się rano.
  Dziewczyna była przerażona, trzęsła się ze strachu. Podeszłam do niej i pogłaskałam ją po włosach. Chyba się mnie przestraszyła. No tak- mój kolor skóry nie był zbyt atrakcyjny. Na szczęście pozbyłam się już odoru pleśni.
  -K-kim jesteście…? G-gdzie ja jestem?- zapytała znacznie się ode mnie odsuwając.
  -Spokojnie, nie zrobimy ci krzywdy- powiedziałam uśmiechając się przyjaźnie. Zauważyłam że dziewczyna zaczyna panikować.- Jesteś u mnie w domu, w Londynie. Jestem Jenny- wyciągnęłam do niej dłoń, którą niechętnie uścisnęła.- To są- kontynuowałam wskazując na resztę moich przyjaciół ręką- Samantha, Jason, Harry, Christie, Anabeth, James, Philip i Katy.
  Wszyscy pomachali jej przyjaźnie i z uśmiechem na ustach. Ona lekko się uśmiechnęła, ale ten uśmiech szybko spełzł z jej twarzy kiedy zobaczyła Kate. Pisnęła i zakryła twarz w dłoniach. Cała dygotała.
  -C-co ona t-tu robi? Ona tu m-mieszka?- zapytała przez łzy blondynka wskazując wilkołaczkę.- Weźcie mnie do domu!
  -Spokojnie. Kate nic ci nie zrobi.
  -A wczoraj chciała mnie zabić! Moja własna siostra!- W tym momencie kompletnie zalała się łzami, a wzrok reszty powędrował na Kate.
  -Nigdy mi nie mówiłaś że masz siostrę!- krzyknął w jej stronę Jason.
  -Nigdy nie pytałeś!- odkrzyknęła mu. Ta wymiana zdań trwałaby dłużej, gdyby Philip ich nie uciszył. Ja zwróciłam się znowu do dziewczyny.
  -Powiedz mi jak się nazywasz i ile masz lat?- rzekłam kładąc jej rękę na ramieniu.
  -J-jestem Eliza i mam 14 lat- powiedziała jąkając się.- Kate- zwróciła się do dziewczyny- myślałam że nie żyjesz od tygodnia. Opiekunki cię szukają.
  -Opiekunki?- zapytałam podnosząc lewą brew do góry a prawą opuszczając.
  -No tak… z domu dziecka- odpowiedziała El. Wszyscy znowu popatrzyliśmy na Kate. Zarumieniła się a oczy naszły jej łzami. Zakryła twarz dłońmi i uciekła. Sam pobiegła za nią. Po raz kolejny zwróciłam się do dziewczyny.
  -Posłuchaj mnie. Masz podtrzymywać wersję, że Kate nie żyje, jasne?- Blondyna pokiwała głową.- No to super. Tylko, że… raczej nigdy nie zobaczysz swojej siostry.
  -Dzięki Bogu!- krzyknęła uradowana i przytuliła mnie. Jej zachowanie mnie porządnie zdziwiło.
  -Teraz pójdziesz z Jasonem do domu dziecka.- Podałam jej dłoń pomagając wstać z kanapy. Dziewczyna podała wampirowi adres. On wziął ją na ręce i z prędkością światła pomknął z nią na dwór. Z powrotem był dziesięć sekund później.
  -Jen, mogę cię prosić?- zapytała Sam wyłaniając się z jej sypialni. Weszłam do jej pokoju i usiadłam na łóżku obok Kate.
  -Nienawidzę jej- powiedziała Katy.- Nawet bardziej od Jasona, ona zrujnowała mi życie.- Dziewczyna zalała się łzami.- Ciągle mnie poniżała i próbowała ośmieszyć. Przez nią rodzice nie żyją! W pewnym sensie też przez NIĄ jestem tym kim jestem!- Rozpłakała się jeszcze bardziej. Obie ją przytuliłyśmy.
  -Kate… jak to się stało, że… że jesteś wilkołakiem?- zapytała Sam a ja skarciłam ją wzrokiem. Katie wytarła twarz i zaczęła.
  -Cóż…moje życie nie jest zbyt kolorowe. Od kilku lat mieszkamy w sierocińcu, bo Eliza doprowadziła do tego że zginęli w wypadku samochodowym bo jej zachciało się w burzę kawioru. Nie pochodzę z bogatej rodziny- dodała szybko widząc jak usta Sam otwierają się by coś powiedzieć.- No, więc rodzice specjalnie dla swojej córuni pojechali do sklepu i zginęli w wypadku. Eliza w ogóle się tym nie przejęła, a nawet gorzej. Była oburzona, że nie dostała kawioru. Zawsze byłam odsunięta na dalszy plan. Jeśli w sierocińcu znalazłam jakąkolwiek koleżankę ona mnie przed nią ośmieszała. Na szczęście miałam mojego najlepszego przyjaciela- Jasona. Nie reagował na docinki mojej siostry. Parę tygodni po poznaniu się zostaliśmy parą. Pewnego dnia kiedy byliśmy umówieni na randkę poszłam na umówione miejsce odrobinę wcześniej. Zauważyłam mojego chłopaka i moją siostrę całujących się. Nie zobaczyli mnie. Pobiegłam do lasu, chciałam uciec od tych zdrajców. Zaatakowały mnie te pieprzone wilki! Wiedziałam że Jason jest wampirem i zna się na tych paranormalnych zjawiskach, a nawet ma przyjaciół zombie. Trzymałam się go jeszcze przez ten tydzień, aż do wczorajszej nocy. To cała historia- powiedziała i rozpłakała się.
  Współczułam jej. Ja zabiłam się dlatego że mój chłopak mnie zdradził. Ale to było jeszcze w XIX wieku. Inne zachowanie, maniery i tradycje. Teraz normalnie dziewczyna podeszłaby do chłopaka i po prostu dała mu z liścia. Po wysłuchaniu tej opowieści naszła mnie ochota, aby pójść na grób moich rodziców. Puściłam koleżankę wstałam i pobiegłam na dół. Wzięłam płaszcz i wyszłam z domu. Szłam w stronę cmentarza ale ktoś ciągle szedł za mną. Odwróciłam się kilka razy. Za mną szedł jakiś dres. Pewnie myślał że może mi zrobić jakąś krzywdę, okraść, zgwałcić. Jakby tylko wiedział że będę miała za trzy lata dwusetne urodziny. Powinnam się cieszyć, że tyle czasu chodzę po tym świecie. Ludzie jeśli dożyją stu lat są już pomarszczeni, ledwo komunikują się z innymi ludźmi, a ja wyglądam nadal jak piętnastolatka nie choruję, nie mam jakichś szczególnych problemów. Jest jedno „ale”. Ja nie żyję.
  Doszłam do bramy cmentarza. Chłopak nadal szedł za mną
  Przeżyłam jeden gwałt. Facet był nieźle zdziwiony.
  Szłam w stronę grobu rodziców. Dres skręcił w jakąś uliczkę i zniknął z zasięgu mojego wzroku. Czyli jednak nic ode mnie nie chciał.
  Weszłam już na teren dziewiętnastowiecznego cmentarzyska. Muszę przyznać że trochę się tu zapuściło zielska. Moi rodzice byli praktycznie pochowani w centrum. Byliśmy dość zamożną rodziną, więc mogliśmy sobie pozwolić na takie „luksusy”. Na nagrobku było prawie niewidocznie napisane:
Tu pochowani są
Anna, Jennifer oraz Michael Parkerowie
Niechaj spoczywają w spokoju.

  Pomodliłam się chwilkę i popatrzyłam na zapuszczony grób. Poczułam, że chce mi się płakać jednak nie mogłam. Odwróciłam się i poszłam w stronę domu.
___________________________________
Hate please, jeśli ktokolwiek tu jeszcze zagląda ;(
Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/strzalki/strzalki/angelcursor.cur