poniedziałek, 14 stycznia 2013

7. Będzie kolorowo, nie ma co


  Kiedy się odwróciłam ujrzałam… Właściwie, to co ja ujrzałam? Wszędzie były spalone, zwęglone budynki. Droga, niegdyś, jak to opowiadał Jason, piękna i brukowana, teraz była zaśmiecona, szara i miała wiele dziur.
  Ponownie spojrzałam na Jasona. Teraz widziałam na jego policzkach obfite łzy. Wytrzeszczyłam oczy. Przecież wampiry nie mogą płakać.
  -Jase, jakim cudem ty płaczesz?- zapytałam kładąc mu rękę na ramieniu.
  Odwrócił w moją stronę zapłakane oczy.
  -To Dreameria, tutaj można żyć jak normalnie ludzie… no, prawie.
  -Co tu się stało?!- krzyknął głośno Philip, kiedy przeszedł przez drzwi.
  -Nie mam zielonego pojęcia- wymamrotałam.
  -Chodźmy- rzekła Sam wychodząc naprzód.
  Ruszyliśmy zgodnie za nią. Jason wlókł się na końcu. Zrównałam się z nim.
  -Jason- zaczęłam,- nie martw się. Na pewno da się coś z tym zrobić.
  -Zauważ- ryknął na całe gardło,- że tutaj nic nie jest w porządku! Nikogo tu nie ma! Wszystko jest szare i brzydkie! A my mamy tutaj zostać przez rok!
  -Ej!- krzyknęłam do niego.- Uspokój się! Wszyscy są tutaj po twojej stronie i mimo, że wszystko jest jakie jest, nie masz prawa się na mnie wydzierać!- odparowałam mu pięknym za nadobne.
  Zatrzymał się jak wryty. Spojrzałam na niego z gniewem i ruszyłam do przodu. Gniew rozpierał mnie od środka. Po paru sekundach się uspokoiłam. Usiadłam na brukowanej ulicy i zaczęłam… płakać. Te słone krople nie leciały po moich policzkach od tak wielu lat. Dreameria to bardzo wspaniałe miejsce, a ktoś lub coś to miejsce zniszczyło. Rozpaliła się we mnie chęć odnalezienia tego czegoś.
  Płakałam dalej. Wkrótce obok mnie zjawił się Jason.
  -Przepraszam- wymamrotaliśmy równocześnie i zaśmialiśmy się cicho. Jase pomógł mi wstać. Otarłam łzy i podeszliśmy do reszty. Podzieliłam się z nimi moimi przemyśleniami.
  -Masz rację, Jenny- rzekł Jason chcąc załagodzić jeszcze bardziej nasz wcześniejszy konflikt.-  Mamy cały rok.
  -Macie jakiś pomysł jak rozpocząć akcję ratunkową?- zapytał Harry.
  -Może wejdźmy do jakiegoś budynku?- zaproponowała Christie.
  -To dobry pomysł- przytaknął jej Jason.- Zacznijmy od ratuszu. Chodźcie za mną.
  Jason ruszył wąską dróżką w głąb miasta. Po paru minutach ujrzeliśmy wielki budynek, posiadający chyba sto pięter. Był tak samo szary i zniszczony jak pozostałe budowle, ale jednak wciąż robił duże wrażenie. Posiadał wielkie kolumny stworzone w stylu korynckim. Drzwi, kiedyś potężne dębowe były połamane.
  Po raz kolejny tego dnia spojrzałam na Jasona. Na jego twarzy malował się ból.
  Jako pierwsza ruszyłam w stronę ratuszu. Pchnęłam drzwi lekko, aby nie połamały się do reszty. Wnętrze budynku było spalone i zakurzone. Wszędzie walały się różne połamane przedmioty i meble.
  Postanowiliśmy wejść wyżej. Na kolejnych pięciu piętrach było to samo.
  Jednak, kiedy doszliśmy na szóste piętro ujrzeliśmy coś, co nas totalnie zaskoczyło. Pokój był piękny i odnowiony. Krzątała się tam uśmiechnięta kobieta. Nie wiem jakim była magicznym stworzeniem, ale była bardzo blada. Być może była wampirem.
  -Och, mamy gości!- zawołała kiedy nas zobaczyła.- Wchodźcie kochani, wchodźcie!
  Niepewnie przeszliśmy kilka kroków.
  -Znasz ją?- szepnęłam do Jasona.
  -Nie, widzę ją pierwszy raz w życiu- odszepnął mi szybko, bo kobieta zbliżyła się do nas.
  -Siądźcie sobie, mój mąż wkrótce się zjawi- zaświergotała przesłodzonym głosikiem. Ostrożnie podeszliśmy do kanapy i usiedliśmy. Myślałam, że polecą z niej chmury kurzu, jednak sofa była odkurzona, czysta i pachnąca.
  -Może czegoś się napijecie, kochani?- zwróciła się do nas ponownie kobieta.
  -Nie, dziękujemy- wydusiłam z siebie.- Kim pani jest?- odważyłam się zapytać.
  -Och, rzeczywiście! Gdzie się podziały moje maniery?! Jestem Alice Beckendorf, żona burmistrza Henry’ego Beckendorfa.
  -Co stało się z miastem, pani Beckendorf?- zapytał Jason. Widziałam, że ożywił się od razu.
  -Och, nie wiecie, kochaneczki? To bardzo straszne i nie chcę o tym mówić. Mój mąż może wam wszystko powie, ja nie potrafię- powiedziała ze skruchą w głosie.
  -Ale… czy ktoś oprócz pani i pana burmistrza jest w mieście?- zapytał z niepokojem Jason.
  -Kochany, nie mam żadnego pojęcia. Nie wychodzimy z Henrym z domu już od kilkudziesięciu lat- rzekła, a ja wyczułam, że łże jak pies. Nagle podskoczyłam ponieważ usłyszałam ciężkie kroki.
  -Och, to na pewno mój mąż!- powiedziała z uśmiechem.- Chodź do nas kochanie!- krzyknęła.
  Wkrótce w drzwiach pojawił się ktoś tak przerażający, kogo bał się nawet Jason.
_______________________________
W ogóle nie podoba mi się ten rozdział ;/ Ale ocenę pozostawiam Wam.
Pod poprzednim rozdziałem został pobity chyba jakiś rekord, bo były aż trzy komentarze! Ale wydaje mi się cały czas, że tylko tamte trzy osoby czytają moje opowiadanie. I miałabym do Was wielką prośbę, udostępniajcie mojego bloga! Z góry dziękuję ;)
I love you all!
Agata ;* 

6 komentarzy:

  1. super rozdział! pisz dalej ;) / tu ananaseq z telefonu więc się nie logowalam

    OdpowiedzUsuń
  2. Uduszę Cię kiedyś, jeśli jeszcze raz skonczysz w takim moemencie. Ja tu czytam sobie, czytam z wielkim zaciekawieniem, a tu nagle koniec. To nie wybaczalne. Liczę na poprawę i na równie świetne i ciekawe rozdziały szybko. Pozdrawiam Angelika xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję, zostałaś nominowana do Liebster Award! Szczegóły na moim blogu http://ananaseq.blogspot.com/! Zapraszam częściej, będziesz zawsze mile widziana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Skąd Ty czerpiesz informacje o wampirach i wilkołakach. Bo ja wiem o tym sporo, gdyż dużo czytam książki tego typu i nijak nie pasuje mi tu wizja ich zwyczai.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też dużo czytam książek fantastycznych. W moim opowiadaniu zrobiłam taką mieszankę tego wszystkiego + jest tu kilka moich własnych pomysłów. Po prostu chciałam być oryginalna.

      Usuń

Kursor pochodzi ze strony profilki.com.pl/strzalki/strzalki/angelcursor.cur